środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 11



***B
Bellatrix nie jadła i nie piła już od dwóch dni. Była wrakiem człowieka. Narcyza kazała jej się chociaż napić, lecz ona była zbyt uparta. Wiedziała, że jeśli nie przestanie to za około dobę umrze. Miała wszystko gdzieś, postanowiła, że skoro Voldemort umiera, to ona razem z nim. Natomiast on, zapatrzony w siebie i własne cierpienie nawet tego nie dostrzegał. A jeśli ktoś mógł zatrzymać lawinę zdarzeń, to tylko on.
Wieczorem, gdy Bellatrix leżała ledwo żywa na swoim łóżku, ktoś zapukał do jej drzwi. Resztkami sił udzieliła pozwolenia na wejście.
Voldemort wyglądał od niej jeszcze gorzej, oboje byli na skraju życia. Przeszedł przez pokój i ku jej zaskoczeniu położył się obok niej.
-Napij się Bella, nie bądź głupia. - Mruknął ledwo dosłyszalnym szeptem.
-Nie Panie. - Odparła równie słabym głosem.
-Bella, ja nie umrę, przecież jako jedyna wiesz dlaczego. A ty nie masz horkruksa i już tu nie wrócisz.
-Nie mam po co żyć. - Nie dawała za wygraną.
Przygryzł wargę jakby się zastanawiał, czy jego duma mu na coś pozwala, po czym zwrócił się do niej.
-Jesteś moją najwierniejszą... Nie zamierzam pozwolić, abyś umarła. - Wydusił z siebie, wiedziała jak trudno było mu coś takiego powiedzieć.
Voldemort podał jej dwu litrową butlę wody, a ona czym prędzej ją opróżniła, a potem kolejną.
Następnego dnia gdy się obudziła, zauważyła śpiącego przy jej boku Voldemorta. Uśmiechnęła się promiennie mimo ogromnego głodu. Mężczyzna nie wiadomo jakim cudem wydobrzał. Odzyskał dawny kolor skóry a jego rany zniknęły.
Nie chciała wstawać, ale jej żołądek domagał się posiłku. Założyła na siebie podomkę i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Na szczęście śniadanie już było podane. Zjadła gigantyczną porcję i opiła się jak nigdy, przez co jej dawne rumieńce powróciły.
Zamierzała iść do swojego pokoju, ale przystanęła pod jednymi z drzwi by prześledzić toczącą się za nimi rozmowę.
-... Nie wiedziałem, że jesteś aż tak inteligętna Narcyzo. To był genialny pomysł. - Po głosie poznała, że mówił to Czarny Pan.
-Tylko to pasowało do twoich objawów Panie, i do tego, do czego był zdolny Dumbledore. - Odparła skromnie.
-Uratować kogoś przed śmiercią, aby choroba zniknęła. To takie banalne... Ale gdyby nie ty nie dojrzałbym tego. Wiem jednak, że nie zrobiłaś tego dla mnie, tylko dla Belli. Upiekłaś dwie pieczenie na jednym ogniu. - Zaśmiał się sztucznie. - Śmieszne, ta istota zna mnie tyle lat i nadal uważa, że potrafię kogoś lubić... To za dużo powiedziane, szanować lepiej tu pasuje. Jest naiwna jeśli myśli, że zrobiłbym coś po to by ją ratować.
-Panie nie mów jej o tym. To złamało by jej serce...
Bellatrix jednak już jej nie słuchała - była zbyt zdruzgotana aby słuchać kogokolwiek. Mogła się spodziewać, że tak będzie - zawsze tak jest. Zaśmiała cicho nad swoją głupotą i odeszła w kierunku sypialni.
***A
Ariana i Draco skończyli naprawę z pozytywnym skutkiem. Złapali się za ręce i weszli do środka szafki zniknięć.
-Jesteś pewny, że to już? - Zapytała pod denerwowana.
-Jeśli nie spróbujemy to się nie dowiemy. - Mruknął chłopak.
Ariana ze strachem czekała aż jej kompan zamknie drzwiczki. Gdy już wyciągał rękę w kierunku klamki, dziewczyna spanikowała i mocno się do niego przytuliła zamykając przy tym oczy.
-Co ty wyprawiasz? - Zdziwił się Draco.
-Rób co masz robić, ja nie chcę na to patrzeć. - Pisnęła nie puszczając blondyna.
Draco wywrócił oczami i zatrzasnął szafę.
Gdy Ariana otworzyła oczy na początku nie zauważyła różnicy, dopiero gdy chłopak otworzył drzwiczki zarejestrowała, że znajdują się na Nokturnie.
-No i czego się tak bałeś? – Prychnęła i wyszła ze sklepu pewnym krokiem nawet na niego nie patrząc.
Draco zaśmiał się cicho i podążył za nią.
***
- Martwię się Minerwo. – Wyznał Albus z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. – To już zaczęło się dziać.
- Masz na myśli przepowiednie o siedmiu skalanych? – Zapytała poważnie oczekując z napięciem na odpowiedź.
- Tak. Obawiam się, że to już zaczęło się dziać. – Westchnął.
- Może się mylisz. Wiesz już kto nosi piętno skalanego?
- Obawiam się, że znam więcej niż jedną taką osobę…
- Jest wśród nich Ariana? – Zapytała nie mogąc się powstrzymać.
- Tak. Ariana, Voldemort, Bellatrix, Ginewra… Tak, Minerwo. – Powiedział widząc jej zdziwiony wyraz twarzy. – Ginewra Weasley nosi piętno skalanych.
- Co z pozostałymi?
- Jest jeszcze Gellert Grindelwald.
- Skąd wiesz to wszystko?
- Ariana została skalana przez swój wypadek w przeszłości. Voldemort został skalany przez swoją matkę która spłodziła go pod wpływem eliksiru miłosnego. Bellatrix skalała miłość do niego. Ginewra została skalana po przez dziennik. Gellerta skalało pragnienie posiedzenia insygniów śmierci.
- A pozostała dwójka? – Zapytała przerażona.
- Zapewne nie została jeszcze naznaczona, albo to ja wszystkiego nie przewidziałem. – Wyjaśnił spokojnie.
- Da się zapobiec ich naznaczeniu?
- Nie wiem. Ale jeśli nie wykryjemy tych osoby przed czasem, cienie zalegną nad Hogwartem. Tak, Minerwo. Ostatni skalani będą naszym najczarniejszym cieniem.
***E
Jej ciało przeszedł ogromny ból, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła. Zgięła się w pół by chronić co ważniejsze organy przed ostrymi kłami psów myśliwskich. Dzikie bestie rozrywały jej ciało jak zabawkę nie zważając na powoli zanikające krzyki dziewczyny.
-  Avada Kedavra! – Zobaczyła mknące ku sobie zielone światło i po chwili jedna z bestii padła na nią martwa. Obok niej pomknęło jeszcze kilka oślepiających błysków, a ona nie wierząc w swoje szczęście zemdlała z wycieńczenia.
***G
Ginewra przechadzała się przez obsypane śniegiem błonia i wtulała się w ciepły płaszcz, starając nie poddać się przejmującemu chłodu. Zamierzała już wracać do szkoły gdy zauważyła czarną postać stojącą na obrzeżach zakazanego lasu.
Nie myśląc nad tym co robi zaczęła iść w tamtym kierunku. Postać  jakby na nią czekała. Giny wyciągnęła do niej rękę i gdy już miała ją złapać, wszystko znikło…
Zemdlała, osuwając się na przemarzniętą ziemię.
***A
Arianę przeszedł potężny dreszcz. Zszokowana złapała się ramienia Dracona. Chłopak spojrzał na nią zszokowany. Dziewczyna pobladła na twarzy i wbrew własnej woli wybiegła z gospody na opustoszałą uliczkę Nokturnu.
Czarna postać już na nią czekała, a gdy skrzyżowała z nią wzrok, Ariana padła jak bez życia.
***B
Bellatrix płakała jeszcze długo po tym co usłyszała. To była jej wina nie powinna dawać sobie kolejnych i kolejnych nadziei. Usiadła na łóżku i przetarła wilgotne oczy, rozmazany makijaż dawał jej wygląd widma. Zwinęła się w kulkę i pozwoliła na to, by jej myśli odlatywały wolno.
Usłyszała pukanie. Podeszła chwiejnym krokiem do drzwi i rozwarła je na oścież.
- Mój Panie… – Jęknęła tylko, bo chwilę potem razem z nim osunęła się na ziemię.
***GG
Dwudziestoletni chłopak o złotych, falowanych włosach siedział znudzony na kamiennej posadzce. Tak, Gellert Grindelwald znowu młody. Uśmiechnął się do siebie na tą myśl.
Spojrzał na czarną postać stojącą naprzeciw niego.
- Nareszcie. – Powiedział ze zniecierpliwieniem i radośnie dał się ponieść w ciemność.
***S
Syriusz całą noc spędził na misji zakonu i nie miał najmniejszej ochoty na cokolwiek, więc zgodnie ze swoją naturą postanowił się zdrzemnąć. Rozsiadł się wygodnie i czekał na nadejście snu.
Przed całkowitym odpłynięciem zdążył jedynie zauważyć skrawek czarnej szaty.

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 10



***A
Ariana nie mogła spać. Była nie tyle zaskoczona, co zadowolona z tego krótkiego pocałunku. Rozmyślała o tym do późna w nocy, aż wyczerpana zasnęła.
Następnego dnia czekała na nią niespodzianka, bo odznaka prefekta aż jarzyła się od gorąca. Poczekała aż ostygnie i czym prędzej odczytała na niej napis: "Zabij". Wpatrywała się osłupiała w odznakę, aż słowo na niej całkiem wyblakło.
Miała zabić. Nawet nie wiedziała kogo. Wstała z łóżka i poszła wziąść kąpiel, musiała otrzeźwić umysł. Dopiero po niecałej godzinie była zdolna do logicznego myślenia. Jednak nie dane jej było długo się zastanawiać, bo oto na jej biurku leżał list od Albusa Dumbledore'a.
Dawno już nie rozmawiała z bratem, dlatego prędko się ubrała i wzięła pergamin do ręki.
-"Musimy sobie wreszcie wszystko wyjaśnić." - Przeczytała na głos.
-Czyżby się dowiedział? - Zapytał jakiś głos zza jej pleców...
***B
-Bella? - Narcyza zauwarzyła swoją siostrę siedzącą samą w ogrodzie. - Co się z tobą ostatnio dzieje?
Bellatrix siedziała na zimnej i lekko wilgotnej ziemi, ale nie przeszkadzało jej to. Szukała samotności.
-Dawno nie byłam na żadnej misji. Nudzę się. - Warknęła w odpowiedzi.
-Akurat. Mów prawdę. - Narcyza usiadła obok niej.
-Zostaw mnie w spokoju. - Bellatrix wstała i poszła w kierunku domu, nie miała ochoty na żadne rozmowy.
Wpadła do dworku z impetem i rozwścieczona rozłożyła się na skórzanej kanapie.
-Dygotka! - Krzyknęła, skrzatka chwilę potem pojawiła się obok niej. - Zrób mi kawy!
-Tak jest Pani Lestrange. - Wyjąkała Dygotka.
-Nie nazywaj mnie tak! - Wrzasnęła podrywając się z posłania. - Od teraz jestem Bellatrix Black! Słyszysz?!
-Tak jest Pani. - Zapiszczała skrzatka i zniknęła.
-Dobrze słyszałem? Bellatrix Black? - Zapytał ją głos od strony drzwi.
Odwróciła się. Jak przypuszczała, stał tam Rudolf.
-Ty gnido! Zabiję cię! - Wrzasnęła wyciągając różdżkę w jego kierunku.
-Za co? - Zdziwił się, lecz jednak przygotował do ewentualnego pojedynku.
-Jak śmiałeś! Jak śmiałeś wystawić mnie na pośmiewisko! Gdybyś trzymał huja w spodniach, to byś z mugolką bachorów na boku nie robił! - Bellatrix była coraz bardziej zezłoszczona.
-Jakich bachorów?! Coś ci się stało w głowę?! - Krzyknął obużony, jednocześnie odbijając mknącą ku niego Avadę.
-Czarny Pan mi wszystko powiedział! Jak ona się nazywa?! Hermiona Gradner czy Hermiona Lestrange?! Jak śmiałeś spłodzić taką szlamę! - Wystrzeliła kolejny zielony promień który przeleciał mu koło ucha.
-Bello skończ! - Usłyszała głos tuż obok siebie.
Nie wiadomo skąd nagle obok niej pojawił się Voldemort. Złapał ją za rękę w której trzymała różdżkę i poczekał aż trochę ochłonie.
-Czy ja ci pozwoliłem mordować mojego śmierciożerce? - Warknął odsuwając się od niej gwałtownie jakby sobie nagle przypomniał, że nie powinien stać tak blisko.
-Panie... Ja przepraszam. - Zaczęła, kiedy jest wściekła nigdy nie myśli nad konsekwencjami.
-Nie przepraszaj, tylko myśl. Ja nie pozwoliłem ci go zabić, ale to nieoznacza, że on przeżyje. - Zaśmiał się wrednie. - Lestrange! Za zdradę czystej krwi, skazuje cię na śmierć. Avada Kedavra!
Mężczyzna z początku nie zdawał sobie sprawy z tego co się dzieje. Zrozumiał to dopiero, gdy z różdżki Voldemorta mknął ku niemu zielony promień, którego nie mógł już zatrzymać.
Jego martwe ciało zaległo pod ich nogami. Bellatrix patrzyła na nie z obrzydzeniem.
-Nie zapłaczesz po mężu? - Zaśmiał się Czarny Pan.
Dziewczyna spojrzała w jego kierunku. Młody mężczyzna był cały w drobnych ranach ciętych, z których ciekły stróżki krwi.
-Panie co ci jest? - Przeraziła się Bellatrix.
Podeszła do niego chcąc go wyleczyć, jednak on nie dał jej się dotknąć.
-Nic mi nie jest Bella. - Warknął. - Nie dotykaj mnie.
-Ale Panie... Jeśli to czym zrobiono te rany było zatrute, to...
-Powiedziałem nic mi nie jest. - Powtórzył tym razem z wyraźnym rozdrażnieniem.
Bellatrix chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w porę się powstrzymała. Kiwnęła pokornie głową i wróciła do salonu, gdzie już czekała na nią gorąca kawa.
***A
Ariana niepewnie spojrzała za siebie. O dziwo, w drzwiach stał Draco Malfoy.
-Czego tu szukasz? - Zdziwiła się dziewczyna.
-Ciebie. Musimy wrócić do pracy nad szafką zniknięć. - Warknął, patrząc na nią wyczekująco.
-Ale ja miałam właśnie...
-Nie obchodzą mnie twoje plany. Czarny Pan kazał się pośpieszyć. Masz być za godzinę pod pokojem życzeń. - Oznajmił sucho i wyszedł.
Ariana westchnęła bezgłośnie i w ponurym nastroju pobiegła na rozmowę z bratem.
Nim jeszcze zapukała, Albus wpuścił ją do środka i wskazał krzesło na przeciw siebie. Zajęła je i w milczeniu czekała.
-Wiem, że robisz coś z Drconem Malfoyem. Czy wiesz, do czego jest to urządzenie które próbujecie naprawić? - Zapytał spokojnie przeszywając ją spojrzeniem zza swoich okularów połówek.
-Ja... Nie, nie wiem. - Westchnęła, wiedząc, że kłamstwa nic tu nie dadzą.
-A może chciała byś powiedzieć mi coś czego wcześniej nie mówiłaś. - Kontynuował.
-Nie, nie mam nic do powiedzenia. - Odparła.
-Nie mogę patrzeć jak się pogrążasz Ariano. Dlaczego to robisz? - Spojrzał na nią smutno.
-Nie mam wyboru.
-Każdy go ma...
***B
Bellatrix do wieczora nie widziała nigdzie Voldemorta. Dopiero gdy schodziła na kolację zobaczyła go, jak przy uchylonych drzwiach jednego z pokoi, łykał jakiś dziwny eliksir. Chciała się zatrzymać, jakoś mu pomóc, lecz w porę porzuciła te myśli.
Usiadła przy stole. Chwilę po tym, w jadalni pojawił się Czarny Pan. Zdziwiło ją to, zazwyczaj z nimi nie jadał. Zasiadł jak zwykle u szczytu stołu i oparł głowę na dłoniach.
Bellatrix z ciężkim sercem patrzyła na jego nienaturalnie bladą cerę i sińce pod oczami. Przeczuwała, że mogło być to związane z okaleczeniami jakich doznał. Była prawie pewna tego, że to co zraniło jej Pana, było zatrute.
Nic nie mogła dla niego zrobić, by mu pomóc, bo jej na to nie pozwalał, więc zostawało tylko patrzeć jak trucizna opanowuje jego ciało.
-Panie... Może mogę jakoś pomóc? - Zapytała nie mogąc znieść takiego widoku.
-Nic mi nie jest. - Warknął. - Jedz, Bella bo bredzisz z głodu.
Dziewczyna posłusznie zamilkła.
Nie mogła nic przełknąć. Myśl o tym co się dzieje z miłością jej życia nie dawała jej spokoju. Gdy wszyscy domownicy skończyli posiłek ona również wstała i czym prędzej wyszła.
Zamknęła się w swoim pokoju i z nieodgadnionym wyrazem twarzy rozłożyła się na świeżej pościeli.
Następny dzień nie był lepszy. Z każdą godziną Voldemort wyglądał coraz gorzej. Wyglądało na to, że substancja zabija go powoli i od środka. Minął jeszcze jeden dzień, a mężczyzna wyglądem nie różnił się od trupa. Bellatrix codziennie wieczorem widziała jak bez skutku połyka kolejne eliksiry.
Serce jej niemal pękło gdy zobaczyła go ledwo żywego w fotelu w salonie. Podeszła w jego kierunku i klęknęła obok niego na podłodze, a głowę oparła o poręcz siedzenia.
-Mój Panie. - Jęknęła nawet na niego nie patrząc.
-Bella, nie masz lepszych rzeczy do roboty niż siedzenie tu i smęcenie. Nic mi nie jest. - Głos miał słaby, ale stanowczy.
Dziewczyna przeniosła na niego zatroskane spojrzenie. On jednak tylko prychnął pogardliwie i odwrócił od niej wzrok.
-Mój Panie. Pozwól mi...
-Odejdź stąd. - Warknął. - Sam sobie poradzę.

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 9

***B

Bellatrix, zgodnie z rozkazem Czarnego Pana, zamieszkała u siostry. Narcyza znalazła dla niej najobszerniejszy pokój od razu połączony z łazienką.

Dziewczyna siedziała przed biurkiem i pisała list do męża, gdy nagle usłyszała pukanie do drzwi. Wstała i niepewnie je otworzyła. Za nimi stał wysoki, brązowowłosy mężczyzna.

-Panie... - Czym prędzej wpuściła go do środka, nie zważając na swój skąpy strój, którym była sama bielizna.

-Bella, ubierz się. - Mruknął zirytowany, a ona od razu oblała się rumieńcem.

-Ja... Już. - Wyjąkała i pobiegła w stronę łazienki.

Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Sam Czarny Pan przyszedł ją odwiedzić...

Po kilku minutach przyszła już kompletnie ubrana, w czarną sukienkę do kolan, wykonaną z jedwabiu.

-Dlaczego nie masz dzieci? - Zapytał, siadając na brzegu jej łóżka.

-Dlaczego... Co? - Zatkało ją.

-Pytam się dlaczego nie masz jeszcze dziecka. - Powtórzył, tym razem ostrzej.

-Nie... Nie wiem. A powinnam? - Wyjąkała.

-Nie zależy ci na przedłużeniu czystej krwi? - Warknął.

-Zależy, oczywiście. - Czym prędzej odpowiedziała.

-To czemu? - Czarny Pan zdawał się być tym rozbawiony.

-Bo Rudolf nie chciał...

-To grzech, żeby taki śmierciożerca jak ty, nie przeniósł swoich zdolności na następne pokolenie. - Wyraźnie zauważyła w jego oczach kpinę, ale zbyt się bała, żeby jakoś to skomentować.

-Mam... Porozmawiać z Rudolfem? - Zapytała smutno.

-Kto tu mówi o Rudolfie? On już ma córkę. - Uśmiechnął się wrednie.

-Co?! Z kim?! - Bellatrix nie wierzyła w to co słyszała. Bezwładnie opadła na łóżko obok swojego Pana. Ale teraz to nie było ważne. Rudolf ją upokorzył!

-Myślałaś, że się nie dowiem? - Warknął, wstając i odchodząc od niej na drugą stronę pokoju.

-O czym? Ja nic nie wiedziałam... - Zaczęła się bronić.

-Wiem o waszej umowie! - Krzyknął. - Fałszywe małżeństwo, żeby mógł się do woli bzykać z tą mugolką! Byłaś aż tak głupia, że sądziłaś, iż się nie dowiem?!

-Panie... Wybacz... - Wyjąkała z pokorą i padła przed nim na kolana.

-Wstań i się nie poniżaj! Powiedz tylko czy wiedziałaś, że Hermiona Granger jest jego córką! - Krzyknął podciągając ją za łokieć do pozycji stojącej, tak, że dzieliło ich zaledwie kilka milimetrów.

-Nie wiedziałam... - Szepnęła zatapiając się w jego krwisto-czerwonych tęczówkach.

-Dobrze. - Mruknął.

Przez chwilę wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, lecz po chwili odsunął się od niej i deportował z charakterystycznym trzaskiem.

***A

Przez następnych kilka dni, Ariana starała się razem z Draconem, naprawić szafkę zniknięć znajdującą się w pokoju życzeń. Nie było to łatwe zajęcie, ale po wielu godzinach wreszcie coś zaczęło się dziać. Oczywiście wiedziała, że minie jeszcze co najmniej tydzień nim szafka będzie działać bez zarzutu, ale i tak czuła satysfakcję.

Zastanawiała się tylko, po co to wszystko. Draco nie chciał jej powiedzieć, a od Voldemorta nie otrzymywała żadnych dalszych instrukcji.

Syriusz był na nią lekko obrażony po ostatnim wspólnym wieczorze, ale na szczęście nie opuszczał Hogwartu. Ariana starała się go jakoś udobruchać, ale Łapa czuł się przez jej prośbę odcięty od świata, jak niegdyś na Grimmauld Place 12. Oczywiście była znaczna różnica, której na siłę nie chciał dojrzeć. W kamienicy był więźniem znienawidzonego przez siebie domu, natomiast tu, miał do dyspozycji ogromny zamek oraz błonia.

Dziś był piękny, typowo jesienny dzień. Ariana szła właśnie na Historię Magii, gdy po drodze zauważyła Syriusza, siedzącego na miotle i latającego bezczynnie po boisku do quidditcha.

Od razu zrezygnowała z zajęć i pobiegła na błonia. Usiadła wygodnie na trybunach i obserwowała jak chłopak wyprawia przeróżne piruety w powietrzu.

-Może nauczysz mnie latać?! - Zawołała do niego, a ten w odpowiedzi mało nie spadł z miotły.

-Ty mnie kiedyś wykończysz kobieto. - Zaśmiał się podlatując w jej kierunku.

-A więc? Pouczysz mnie? - Zrobiła słodką minkę.

-Niech no się zastanowię... - Zaczął udawać, że się namyśla. - Raczej nie masz do tego predyspozycji.

-Uważasz, że nie nauczę się latać? - Oburzyła się Ariana.

-Uważam, że... tak, chyba masz rację. - Uśmiechnął się złośliwie.

-A może się założymy? - Warknęła blondynka.

-O co? - Syriuszowi widocznie się ten pomysł spodobał.

-Jeżeli w tydzień nauczę się szybciej latać niż ty, to nie będziesz się więcej narażał.

-A jeśli przegrasz, to spędzisz ze mną noc. Oczywiście nic ci nie proponuję... - Dodał szubko widząc jej wyraz twarzy. - Chodzi mi tylko o spędzenie razem czasu.

-Mam taką nadzieję. - Powiedziała niezbyt przekonująco. Syriusz się zaśmiał.

-A może jednak wolisz... - Zaczął z kpiną.

-Nic nie wolę. - Przerwała mu czując, że się czerwieni.

-Skoro tak... - Westchnął smutno. - To kiedy zaczynamy?

***B

Bellatrix chodziła po opuszczonej, a raczej zmasakrowanej wiosce mugolów. Szukała jakiejś przypadkowej ofiary, na której mogłaby się wyżyć i ochłonąć. Od pamiętnej rozmowy z Czarnym Panem, nie widziała się z Rudolfem. Wiedziała, że gdy go zobaczy będzie musiała go zabić. Jeszcze nikt, nigdy w życiu jej tak nie upokorzył jak on.

Stąpała między płonącymi domami, a widok zasłaniał jej gęsty dym. Jedyne co słyszała to trzask łamanego drewna i...

-Mama!!! - Płacz jakiegoś dziecka. - Mamaaa!!!

Czym prędzej udała się w stronę krzyku. Po tylu dniach, wreszcie będzie mogła użyć swojego ulubionego zaklęcia.

Na brukowanej uliczce siedziała może dwuletnia dziewczynka. Miała blond włosy uplecione w warkoczyki i poplamioną krwią i błotem sukieneczkę.

-Mugolskie dziecko. - Warknęła. - Świetnie. Cruc...! - Wymierzyła różdżką w stronę dziecka, lecz przez chwilę się zawahała.

Kucnęła obok dziewczynki i spojrzała jej w oczy. Naszło ją dziwne uczucie. Rudolf miał córkę, a ona nie. Dopiero teraz zauważyła, że pragnęła mieć przy sobie takiego małego człowieczka. Oczywiście to było dla niej nie osiągalne. Bo jedyną osobą z którą chciała by mieć dziecko był Voldemort.

Wstała i rzuciła ostatnie spojrzenie na płaczące dziecko. Nie mogła przysporzyć tej istocie więcej bólu, więc zamiast tortur, postanowiła mu ulżyć.

-Avada kedavra! - Zielony promień pomknął z jej różdżki w kierunku dziewczynki.

Bellatrix otrząsnęła się i czym prędzej deportowała.

***A

Syriusz spędził resztę dnia na uczeniu Ariany. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie - mogła wreszcie nacieszyć się jego obecnością. Minusem był fakt, że nie było jej na żadnych poniedziałkowych lekcjach.

Trzeba było przyznać, że Łapa jest dobrym trenerem, bo już po pierwszym dniu mogła się poczuć swobodnie na miotle. Czy on się z tego cieszył? Nie była pewna. W swoim przekonaniu utrzymywała, że był po prostu rozdarty. Raz się cieszył, że jej tak dobrze idzie, a raz smęcił, że Ariana zamknie go na resztę życia w Hogwarcie.

-Według mnie przesadzasz. - Stwierdziła gdy wieczorem odprowadzał ją do dormitorium Ślizgonów. - Ja się o ciebie po prostu martwię i nie chce by coś ci się stało...

-Umiem o siebie zadbać. - Warknął, to była jego odpowiedź na wszystkie jej argumenty. - To co? Jutro z samego rana? - Zapytał gdy doszli do lochów.

-Nie, jutro nie mogę opuścić lekcji. Ale możemy pomiędzy nimi. - Zaproponowała.

-Skoro tak... - Mruknął i odwrócił się żeby odejść.

-Syriusz! - Zawołała za nim.

-Co? - Zatrzymał się i obrócił w jej stronę.

-Dziękuje ci. Wiem, że bardzo się starasz... No wiesz, nie narażać i w ogóle...

Ariana chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz Syriusz nie dał jej skończyć. Czym prędzej do niej podszedł i uciszył ją jednym krótkim pocałunkiem. Dziewczyna spojrzała na niego zszokowana.

-Wybacz, nie powinienem... - Zaczął i nim zdążyła coś powiedzieć zniknął za najbliższym zakrętem.