***B
Bellatrix
nie jadła i nie piła już od dwóch dni. Była wrakiem człowieka. Narcyza kazała
jej się chociaż napić, lecz ona była zbyt uparta. Wiedziała, że jeśli nie
przestanie to za około dobę umrze. Miała wszystko gdzieś, postanowiła, że skoro
Voldemort umiera, to ona razem z nim. Natomiast on, zapatrzony w siebie i
własne cierpienie nawet tego nie dostrzegał. A jeśli ktoś mógł zatrzymać lawinę
zdarzeń, to tylko on.
Wieczorem,
gdy Bellatrix leżała ledwo żywa na swoim łóżku, ktoś zapukał do jej drzwi.
Resztkami sił udzieliła pozwolenia na wejście.
Voldemort
wyglądał od niej jeszcze gorzej, oboje byli na skraju życia. Przeszedł przez
pokój i ku jej zaskoczeniu położył się obok niej.
-Napij się
Bella, nie bądź głupia. - Mruknął ledwo dosłyszalnym szeptem.
-Nie Panie.
- Odparła równie słabym głosem.
-Bella, ja
nie umrę, przecież jako jedyna wiesz dlaczego. A ty nie masz horkruksa i już tu
nie wrócisz.
-Nie mam po
co żyć. - Nie dawała za wygraną.
Przygryzł
wargę jakby się zastanawiał, czy jego duma mu na coś pozwala, po czym zwrócił
się do niej.
-Jesteś
moją najwierniejszą... Nie zamierzam pozwolić, abyś umarła. - Wydusił z siebie,
wiedziała jak trudno było mu coś takiego powiedzieć.
Voldemort
podał jej dwu litrową butlę wody, a ona czym prędzej ją opróżniła, a potem
kolejną.
Następnego
dnia gdy się obudziła, zauważyła śpiącego przy jej boku Voldemorta.
Uśmiechnęła się promiennie mimo ogromnego głodu. Mężczyzna nie wiadomo jakim
cudem wydobrzał. Odzyskał dawny kolor skóry a jego rany zniknęły.
Nie chciała
wstawać, ale jej żołądek domagał się posiłku. Założyła na siebie podomkę i
wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Na szczęście śniadanie już było
podane. Zjadła gigantyczną porcję i opiła się jak nigdy, przez co jej dawne
rumieńce powróciły.
Zamierzała
iść do swojego pokoju, ale przystanęła pod jednymi z drzwi by prześledzić
toczącą się za nimi rozmowę.
-... Nie
wiedziałem, że jesteś aż tak inteligętna Narcyzo. To był genialny pomysł. - Po
głosie poznała, że mówił to Czarny Pan.
-Tylko to
pasowało do twoich objawów Panie, i do tego, do czego był zdolny Dumbledore. -
Odparła skromnie.
-Uratować
kogoś przed śmiercią, aby choroba zniknęła. To takie banalne... Ale gdyby nie
ty nie dojrzałbym tego. Wiem jednak, że nie zrobiłaś tego dla mnie, tylko dla
Belli. Upiekłaś dwie pieczenie na jednym ogniu. - Zaśmiał się sztucznie. -
Śmieszne, ta istota zna mnie tyle lat i nadal uważa, że potrafię kogoś
lubić... To za dużo powiedziane, szanować lepiej tu pasuje. Jest naiwna jeśli
myśli, że zrobiłbym coś po to by ją ratować.
-Panie nie
mów jej o tym. To złamało by jej serce...
Bellatrix
jednak już jej nie słuchała - była zbyt zdruzgotana aby słuchać kogokolwiek.
Mogła się spodziewać, że tak będzie - zawsze tak jest. Zaśmiała cicho nad swoją
głupotą i odeszła w kierunku sypialni.
***A
Ariana i
Draco skończyli naprawę z pozytywnym skutkiem. Złapali się za ręce i weszli do
środka szafki zniknięć.
-Jesteś
pewny, że to już? - Zapytała pod denerwowana.
-Jeśli nie
spróbujemy to się nie dowiemy. - Mruknął chłopak.
Ariana ze
strachem czekała aż jej kompan zamknie drzwiczki. Gdy już wyciągał rękę w
kierunku klamki, dziewczyna spanikowała i mocno się do niego przytuliła
zamykając przy tym oczy.
-Co ty
wyprawiasz? - Zdziwił się Draco.
-Rób co
masz robić, ja nie chcę na to patrzeć. - Pisnęła nie puszczając blondyna.
Draco
wywrócił oczami i zatrzasnął szafę.
Gdy Ariana
otworzyła oczy na początku nie zauważyła różnicy, dopiero gdy chłopak otworzył
drzwiczki zarejestrowała, że znajdują się na Nokturnie.
-No i czego
się tak bałeś? – Prychnęła i wyszła ze sklepu pewnym krokiem nawet na niego nie
patrząc.
Draco
zaśmiał się cicho i podążył za nią.
***
- Martwię
się Minerwo. – Wyznał Albus z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. – To już zaczęło
się dziać.
- Masz na
myśli przepowiednie o siedmiu skalanych? – Zapytała poważnie oczekując z
napięciem na odpowiedź.
- Tak.
Obawiam się, że to już zaczęło się dziać. – Westchnął.
- Może się
mylisz. Wiesz już kto nosi piętno skalanego?
- Obawiam
się, że znam więcej niż jedną taką osobę…
- Jest
wśród nich Ariana? – Zapytała nie mogąc się powstrzymać.
- Tak. Ariana, Voldemort, Bellatrix, Ginewra… Tak, Minerwo. –
Powiedział widząc jej zdziwiony wyraz twarzy. – Ginewra Weasley nosi piętno
skalanych.
- Co z
pozostałymi?
- Jest
jeszcze Gellert Grindelwald.
- Skąd
wiesz to wszystko?
- Ariana
została skalana przez swój wypadek w przeszłości. Voldemort został skalany
przez swoją matkę która spłodziła go pod wpływem eliksiru miłosnego. Bellatrix
skalała miłość do niego. Ginewra została skalana po przez dziennik. Gellerta
skalało pragnienie posiedzenia insygniów śmierci.
- A
pozostała dwójka? – Zapytała przerażona.
- Zapewne
nie została jeszcze naznaczona, albo to ja wszystkiego nie przewidziałem. –
Wyjaśnił spokojnie.
- Da się
zapobiec ich naznaczeniu?
- Nie wiem.
Ale jeśli nie wykryjemy tych osoby przed czasem, cienie zalegną nad Hogwartem.
Tak, Minerwo. Ostatni skalani będą naszym najczarniejszym cieniem.
***E
Jej ciało
przeszedł ogromny ból, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła. Zgięła się w pół
by chronić co ważniejsze organy przed ostrymi kłami psów myśliwskich. Dzikie
bestie rozrywały jej ciało jak zabawkę nie zważając na powoli zanikające krzyki
dziewczyny.
- Avada Kedavra! – Zobaczyła mknące ku sobie
zielone światło i po chwili jedna z bestii padła na nią martwa. Obok niej
pomknęło jeszcze kilka oślepiających błysków, a ona nie wierząc w swoje
szczęście zemdlała z wycieńczenia.
***G
Ginewra
przechadzała się przez obsypane śniegiem błonia i wtulała się w ciepły płaszcz,
starając nie poddać się przejmującemu chłodu. Zamierzała już wracać do szkoły
gdy zauważyła czarną postać stojącą na obrzeżach zakazanego lasu.
Nie myśląc
nad tym co robi zaczęła iść w tamtym kierunku. Postać jakby na nią czekała. Giny wyciągnęła do niej
rękę i gdy już miała ją złapać, wszystko znikło…
Zemdlała,
osuwając się na przemarzniętą ziemię.
***A
Arianę
przeszedł potężny dreszcz. Zszokowana złapała się ramienia Dracona. Chłopak
spojrzał na nią zszokowany. Dziewczyna pobladła na twarzy i wbrew własnej woli
wybiegła z gospody na opustoszałą uliczkę Nokturnu.
Czarna
postać już na nią czekała, a gdy skrzyżowała z nią wzrok, Ariana padła jak bez
życia.
***B
Bellatrix
płakała jeszcze długo po tym co usłyszała. To była jej wina nie powinna dawać
sobie kolejnych i kolejnych nadziei. Usiadła na łóżku i przetarła wilgotne
oczy, rozmazany makijaż dawał jej wygląd widma. Zwinęła się w kulkę i pozwoliła
na to, by jej myśli odlatywały wolno.
Usłyszała
pukanie. Podeszła chwiejnym krokiem do drzwi i rozwarła je na oścież.
- Mój Panie…
– Jęknęła tylko, bo chwilę potem razem z nim osunęła się na ziemię.
***GG
Dwudziestoletni
chłopak o złotych, falowanych włosach siedział znudzony na kamiennej posadzce.
Tak, Gellert Grindelwald znowu młody. Uśmiechnął się do siebie na tą myśl.
Spojrzał na
czarną postać stojącą naprzeciw niego.
- Nareszcie.
– Powiedział ze zniecierpliwieniem i radośnie dał się ponieść w ciemność.
***S
Syriusz całą
noc spędził na misji zakonu i nie miał najmniejszej ochoty na cokolwiek, więc
zgodnie ze swoją naturą postanowił się zdrzemnąć. Rozsiadł się wygodnie i
czekał na nadejście snu.
Przed
całkowitym odpłynięciem zdążył jedynie zauważyć skrawek czarnej szaty.