***A
Ariana nie
mogła spać. Była nie tyle zaskoczona, co zadowolona z tego krótkiego pocałunku.
Rozmyślała o tym do późna w nocy, aż wyczerpana zasnęła.
Następnego
dnia czekała na nią niespodzianka, bo odznaka prefekta aż jarzyła się od gorąca.
Poczekała aż ostygnie i czym prędzej odczytała na niej napis:
"Zabij". Wpatrywała się osłupiała w odznakę, aż słowo na niej całkiem
wyblakło.
Miała
zabić. Nawet nie wiedziała kogo. Wstała z łóżka i poszła wziąść kąpiel, musiała
otrzeźwić umysł. Dopiero po niecałej godzinie była zdolna do logicznego
myślenia. Jednak nie dane jej było długo się zastanawiać, bo oto na jej biurku
leżał list od Albusa Dumbledore'a.
Dawno już
nie rozmawiała z bratem, dlatego prędko się ubrała i wzięła pergamin do ręki.
-"Musimy
sobie wreszcie wszystko wyjaśnić." - Przeczytała na głos.
-Czyżby się
dowiedział? - Zapytał jakiś głos zza jej pleców...
***B
-Bella? -
Narcyza zauwarzyła swoją siostrę siedzącą samą w ogrodzie. - Co się z tobą
ostatnio dzieje?
Bellatrix
siedziała na zimnej i lekko wilgotnej ziemi, ale nie przeszkadzało jej to.
Szukała samotności.
-Dawno nie
byłam na żadnej misji. Nudzę się. - Warknęła w odpowiedzi.
-Akurat.
Mów prawdę. - Narcyza usiadła obok niej.
-Zostaw
mnie w spokoju. - Bellatrix wstała i poszła w kierunku domu, nie miała ochoty
na żadne rozmowy.
Wpadła do
dworku z impetem i rozwścieczona rozłożyła się na skórzanej kanapie.
-Dygotka! -
Krzyknęła, skrzatka chwilę potem pojawiła się obok niej. - Zrób mi kawy!
-Tak jest
Pani Lestrange. - Wyjąkała Dygotka.
-Nie
nazywaj mnie tak! - Wrzasnęła podrywając się z posłania. - Od teraz jestem
Bellatrix Black! Słyszysz?!
-Tak jest
Pani. - Zapiszczała skrzatka i zniknęła.
-Dobrze
słyszałem? Bellatrix Black? - Zapytał ją głos od strony drzwi.
Odwróciła
się. Jak przypuszczała, stał tam Rudolf.
-Ty gnido!
Zabiję cię! - Wrzasnęła wyciągając różdżkę w jego kierunku.
-Za co? -
Zdziwił się, lecz jednak przygotował do ewentualnego pojedynku.
-Jak
śmiałeś! Jak śmiałeś wystawić mnie na pośmiewisko! Gdybyś trzymał huja w
spodniach, to byś z mugolką bachorów na boku nie robił! - Bellatrix była coraz
bardziej zezłoszczona.
-Jakich
bachorów?! Coś ci się stało w głowę?! - Krzyknął obużony, jednocześnie
odbijając mknącą ku niego Avadę.
-Czarny Pan
mi wszystko powiedział! Jak ona się nazywa?! Hermiona Gradner czy Hermiona
Lestrange?! Jak śmiałeś spłodzić taką szlamę! - Wystrzeliła kolejny zielony
promień który przeleciał mu koło ucha.
-Bello
skończ! - Usłyszała głos tuż obok siebie.
Nie wiadomo
skąd nagle obok niej pojawił się Voldemort. Złapał ją za rękę w której trzymała
różdżkę i poczekał aż trochę ochłonie.
-Czy ja ci
pozwoliłem mordować mojego śmierciożerce? - Warknął odsuwając się od niej
gwałtownie jakby sobie nagle przypomniał, że nie powinien stać tak blisko.
-Panie...
Ja przepraszam. - Zaczęła, kiedy jest wściekła nigdy nie myśli nad
konsekwencjami.
-Nie
przepraszaj, tylko myśl. Ja nie pozwoliłem ci go zabić, ale to nieoznacza, że
on przeżyje. - Zaśmiał się wrednie. - Lestrange! Za zdradę czystej krwi,
skazuje cię na śmierć. Avada Kedavra!
Mężczyzna z
początku nie zdawał sobie sprawy z tego co się dzieje. Zrozumiał to dopiero,
gdy z różdżki Voldemorta mknął ku niemu zielony promień, którego nie mógł już
zatrzymać.
Jego martwe
ciało zaległo pod ich nogami. Bellatrix patrzyła na nie z obrzydzeniem.
-Nie zapłaczesz
po mężu? - Zaśmiał się Czarny Pan.
Dziewczyna
spojrzała w jego kierunku. Młody mężczyzna był cały w drobnych ranach ciętych,
z których ciekły stróżki krwi.
-Panie co
ci jest? - Przeraziła się Bellatrix.
Podeszła do
niego chcąc go wyleczyć, jednak on nie dał jej się dotknąć.
-Nic mi nie
jest Bella. - Warknął. - Nie dotykaj mnie.
-Ale
Panie... Jeśli to czym zrobiono te rany było zatrute, to...
-Powiedziałem
nic mi nie jest. - Powtórzył tym razem z wyraźnym rozdrażnieniem.
Bellatrix
chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w porę się powstrzymała. Kiwnęła pokornie
głową i wróciła do salonu, gdzie już czekała na nią gorąca kawa.
***A
Ariana
niepewnie spojrzała za siebie. O dziwo, w drzwiach stał Draco Malfoy.
-Czego tu
szukasz? - Zdziwiła się dziewczyna.
-Ciebie.
Musimy wrócić do pracy nad szafką zniknięć. - Warknął, patrząc na nią
wyczekująco.
-Ale ja
miałam właśnie...
-Nie
obchodzą mnie twoje plany. Czarny Pan kazał się pośpieszyć. Masz być za godzinę
pod pokojem życzeń. - Oznajmił sucho i wyszedł.
Ariana
westchnęła bezgłośnie i w ponurym nastroju pobiegła na rozmowę z bratem.
Nim jeszcze
zapukała, Albus wpuścił ją do środka i wskazał krzesło na przeciw siebie.
Zajęła je i w milczeniu czekała.
-Wiem, że
robisz coś z Drconem Malfoyem. Czy wiesz, do czego jest to urządzenie które
próbujecie naprawić? - Zapytał spokojnie przeszywając ją spojrzeniem zza swoich
okularów połówek.
-Ja... Nie,
nie wiem. - Westchnęła, wiedząc, że kłamstwa nic tu nie dadzą.
-A może
chciała byś powiedzieć mi coś czego wcześniej nie mówiłaś. - Kontynuował.
-Nie, nie
mam nic do powiedzenia. - Odparła.
-Nie mogę
patrzeć jak się pogrążasz Ariano. Dlaczego to robisz? - Spojrzał na nią smutno.
-Nie mam
wyboru.
-Każdy go
ma...
***B
Bellatrix
do wieczora nie widziała nigdzie Voldemorta. Dopiero gdy schodziła na kolację
zobaczyła go, jak przy uchylonych drzwiach jednego z pokoi, łykał jakiś dziwny
eliksir. Chciała się zatrzymać, jakoś mu pomóc, lecz w porę porzuciła te myśli.
Usiadła
przy stole. Chwilę po tym, w jadalni pojawił się Czarny Pan. Zdziwiło ją to,
zazwyczaj z nimi nie jadał. Zasiadł jak zwykle u szczytu stołu i oparł głowę na
dłoniach.
Bellatrix z
ciężkim sercem patrzyła na jego nienaturalnie bladą cerę i sińce pod oczami.
Przeczuwała, że mogło być to związane z okaleczeniami jakich doznał. Była
prawie pewna tego, że to co zraniło jej Pana, było zatrute.
Nic nie
mogła dla niego zrobić, by mu pomóc, bo jej na to nie pozwalał, więc zostawało
tylko patrzeć jak trucizna opanowuje jego ciało.
-Panie...
Może mogę jakoś pomóc? - Zapytała nie mogąc znieść takiego widoku.
-Nic mi nie
jest. - Warknął. - Jedz, Bella bo bredzisz z głodu.
Dziewczyna
posłusznie zamilkła.
Nie mogła
nic przełknąć. Myśl o tym co się dzieje z miłością jej życia nie dawała jej
spokoju. Gdy wszyscy domownicy skończyli posiłek ona również wstała i czym
prędzej wyszła.
Zamknęła
się w swoim pokoju i z nieodgadnionym wyrazem twarzy rozłożyła się na świeżej
pościeli.
Następny
dzień nie był lepszy. Z każdą godziną Voldemort wyglądał coraz gorzej.
Wyglądało na to, że substancja zabija go powoli i od środka. Minął jeszcze
jeden dzień, a mężczyzna wyglądem nie różnił się od trupa. Bellatrix codziennie
wieczorem widziała jak bez skutku połyka kolejne eliksiry.
Serce jej
niemal pękło gdy zobaczyła go ledwo żywego w fotelu w salonie. Podeszła w jego
kierunku i klęknęła obok niego na podłodze, a głowę oparła o poręcz siedzenia.
-Mój Panie.
- Jęknęła nawet na niego nie patrząc.
-Bella, nie
masz lepszych rzeczy do roboty niż siedzenie tu i smęcenie. Nic mi nie jest. -
Głos miał słaby, ale stanowczy.
Dziewczyna
przeniosła na niego zatroskane spojrzenie. On jednak tylko prychnął pogardliwie
i odwrócił od niej wzrok.
-Mój Panie.
Pozwól mi...
-Odejdź
stąd. - Warknął. - Sam sobie poradzę.