środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 11



***B
Bellatrix nie jadła i nie piła już od dwóch dni. Była wrakiem człowieka. Narcyza kazała jej się chociaż napić, lecz ona była zbyt uparta. Wiedziała, że jeśli nie przestanie to za około dobę umrze. Miała wszystko gdzieś, postanowiła, że skoro Voldemort umiera, to ona razem z nim. Natomiast on, zapatrzony w siebie i własne cierpienie nawet tego nie dostrzegał. A jeśli ktoś mógł zatrzymać lawinę zdarzeń, to tylko on.
Wieczorem, gdy Bellatrix leżała ledwo żywa na swoim łóżku, ktoś zapukał do jej drzwi. Resztkami sił udzieliła pozwolenia na wejście.
Voldemort wyglądał od niej jeszcze gorzej, oboje byli na skraju życia. Przeszedł przez pokój i ku jej zaskoczeniu położył się obok niej.
-Napij się Bella, nie bądź głupia. - Mruknął ledwo dosłyszalnym szeptem.
-Nie Panie. - Odparła równie słabym głosem.
-Bella, ja nie umrę, przecież jako jedyna wiesz dlaczego. A ty nie masz horkruksa i już tu nie wrócisz.
-Nie mam po co żyć. - Nie dawała za wygraną.
Przygryzł wargę jakby się zastanawiał, czy jego duma mu na coś pozwala, po czym zwrócił się do niej.
-Jesteś moją najwierniejszą... Nie zamierzam pozwolić, abyś umarła. - Wydusił z siebie, wiedziała jak trudno było mu coś takiego powiedzieć.
Voldemort podał jej dwu litrową butlę wody, a ona czym prędzej ją opróżniła, a potem kolejną.
Następnego dnia gdy się obudziła, zauważyła śpiącego przy jej boku Voldemorta. Uśmiechnęła się promiennie mimo ogromnego głodu. Mężczyzna nie wiadomo jakim cudem wydobrzał. Odzyskał dawny kolor skóry a jego rany zniknęły.
Nie chciała wstawać, ale jej żołądek domagał się posiłku. Założyła na siebie podomkę i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Na szczęście śniadanie już było podane. Zjadła gigantyczną porcję i opiła się jak nigdy, przez co jej dawne rumieńce powróciły.
Zamierzała iść do swojego pokoju, ale przystanęła pod jednymi z drzwi by prześledzić toczącą się za nimi rozmowę.
-... Nie wiedziałem, że jesteś aż tak inteligętna Narcyzo. To był genialny pomysł. - Po głosie poznała, że mówił to Czarny Pan.
-Tylko to pasowało do twoich objawów Panie, i do tego, do czego był zdolny Dumbledore. - Odparła skromnie.
-Uratować kogoś przed śmiercią, aby choroba zniknęła. To takie banalne... Ale gdyby nie ty nie dojrzałbym tego. Wiem jednak, że nie zrobiłaś tego dla mnie, tylko dla Belli. Upiekłaś dwie pieczenie na jednym ogniu. - Zaśmiał się sztucznie. - Śmieszne, ta istota zna mnie tyle lat i nadal uważa, że potrafię kogoś lubić... To za dużo powiedziane, szanować lepiej tu pasuje. Jest naiwna jeśli myśli, że zrobiłbym coś po to by ją ratować.
-Panie nie mów jej o tym. To złamało by jej serce...
Bellatrix jednak już jej nie słuchała - była zbyt zdruzgotana aby słuchać kogokolwiek. Mogła się spodziewać, że tak będzie - zawsze tak jest. Zaśmiała cicho nad swoją głupotą i odeszła w kierunku sypialni.
***A
Ariana i Draco skończyli naprawę z pozytywnym skutkiem. Złapali się za ręce i weszli do środka szafki zniknięć.
-Jesteś pewny, że to już? - Zapytała pod denerwowana.
-Jeśli nie spróbujemy to się nie dowiemy. - Mruknął chłopak.
Ariana ze strachem czekała aż jej kompan zamknie drzwiczki. Gdy już wyciągał rękę w kierunku klamki, dziewczyna spanikowała i mocno się do niego przytuliła zamykając przy tym oczy.
-Co ty wyprawiasz? - Zdziwił się Draco.
-Rób co masz robić, ja nie chcę na to patrzeć. - Pisnęła nie puszczając blondyna.
Draco wywrócił oczami i zatrzasnął szafę.
Gdy Ariana otworzyła oczy na początku nie zauważyła różnicy, dopiero gdy chłopak otworzył drzwiczki zarejestrowała, że znajdują się na Nokturnie.
-No i czego się tak bałeś? – Prychnęła i wyszła ze sklepu pewnym krokiem nawet na niego nie patrząc.
Draco zaśmiał się cicho i podążył za nią.
***
- Martwię się Minerwo. – Wyznał Albus z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. – To już zaczęło się dziać.
- Masz na myśli przepowiednie o siedmiu skalanych? – Zapytała poważnie oczekując z napięciem na odpowiedź.
- Tak. Obawiam się, że to już zaczęło się dziać. – Westchnął.
- Może się mylisz. Wiesz już kto nosi piętno skalanego?
- Obawiam się, że znam więcej niż jedną taką osobę…
- Jest wśród nich Ariana? – Zapytała nie mogąc się powstrzymać.
- Tak. Ariana, Voldemort, Bellatrix, Ginewra… Tak, Minerwo. – Powiedział widząc jej zdziwiony wyraz twarzy. – Ginewra Weasley nosi piętno skalanych.
- Co z pozostałymi?
- Jest jeszcze Gellert Grindelwald.
- Skąd wiesz to wszystko?
- Ariana została skalana przez swój wypadek w przeszłości. Voldemort został skalany przez swoją matkę która spłodziła go pod wpływem eliksiru miłosnego. Bellatrix skalała miłość do niego. Ginewra została skalana po przez dziennik. Gellerta skalało pragnienie posiedzenia insygniów śmierci.
- A pozostała dwójka? – Zapytała przerażona.
- Zapewne nie została jeszcze naznaczona, albo to ja wszystkiego nie przewidziałem. – Wyjaśnił spokojnie.
- Da się zapobiec ich naznaczeniu?
- Nie wiem. Ale jeśli nie wykryjemy tych osoby przed czasem, cienie zalegną nad Hogwartem. Tak, Minerwo. Ostatni skalani będą naszym najczarniejszym cieniem.
***E
Jej ciało przeszedł ogromny ból, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła. Zgięła się w pół by chronić co ważniejsze organy przed ostrymi kłami psów myśliwskich. Dzikie bestie rozrywały jej ciało jak zabawkę nie zważając na powoli zanikające krzyki dziewczyny.
-  Avada Kedavra! – Zobaczyła mknące ku sobie zielone światło i po chwili jedna z bestii padła na nią martwa. Obok niej pomknęło jeszcze kilka oślepiających błysków, a ona nie wierząc w swoje szczęście zemdlała z wycieńczenia.
***G
Ginewra przechadzała się przez obsypane śniegiem błonia i wtulała się w ciepły płaszcz, starając nie poddać się przejmującemu chłodu. Zamierzała już wracać do szkoły gdy zauważyła czarną postać stojącą na obrzeżach zakazanego lasu.
Nie myśląc nad tym co robi zaczęła iść w tamtym kierunku. Postać  jakby na nią czekała. Giny wyciągnęła do niej rękę i gdy już miała ją złapać, wszystko znikło…
Zemdlała, osuwając się na przemarzniętą ziemię.
***A
Arianę przeszedł potężny dreszcz. Zszokowana złapała się ramienia Dracona. Chłopak spojrzał na nią zszokowany. Dziewczyna pobladła na twarzy i wbrew własnej woli wybiegła z gospody na opustoszałą uliczkę Nokturnu.
Czarna postać już na nią czekała, a gdy skrzyżowała z nią wzrok, Ariana padła jak bez życia.
***B
Bellatrix płakała jeszcze długo po tym co usłyszała. To była jej wina nie powinna dawać sobie kolejnych i kolejnych nadziei. Usiadła na łóżku i przetarła wilgotne oczy, rozmazany makijaż dawał jej wygląd widma. Zwinęła się w kulkę i pozwoliła na to, by jej myśli odlatywały wolno.
Usłyszała pukanie. Podeszła chwiejnym krokiem do drzwi i rozwarła je na oścież.
- Mój Panie… – Jęknęła tylko, bo chwilę potem razem z nim osunęła się na ziemię.
***GG
Dwudziestoletni chłopak o złotych, falowanych włosach siedział znudzony na kamiennej posadzce. Tak, Gellert Grindelwald znowu młody. Uśmiechnął się do siebie na tą myśl.
Spojrzał na czarną postać stojącą naprzeciw niego.
- Nareszcie. – Powiedział ze zniecierpliwieniem i radośnie dał się ponieść w ciemność.
***S
Syriusz całą noc spędził na misji zakonu i nie miał najmniejszej ochoty na cokolwiek, więc zgodnie ze swoją naturą postanowił się zdrzemnąć. Rozsiadł się wygodnie i czekał na nadejście snu.
Przed całkowitym odpłynięciem zdążył jedynie zauważyć skrawek czarnej szaty.