***B
Bellatrix, zgodnie z rozkazem Czarnego Pana, zamieszkała u siostry. Narcyza znalazła dla niej najobszerniejszy pokój od razu połączony z łazienką.
Dziewczyna siedziała przed biurkiem i pisała list do męża, gdy nagle usłyszała pukanie do drzwi. Wstała i niepewnie je otworzyła. Za nimi stał wysoki, brązowowłosy mężczyzna.
-Panie... - Czym prędzej wpuściła go do środka, nie zważając na swój skąpy strój, którym była sama bielizna.
-Bella, ubierz się. - Mruknął zirytowany, a ona od razu oblała się rumieńcem.
-Ja... Już. - Wyjąkała i pobiegła w stronę łazienki.
Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Sam Czarny Pan przyszedł ją odwiedzić...
Po kilku minutach przyszła już kompletnie ubrana, w czarną sukienkę do kolan, wykonaną z jedwabiu.
-Dlaczego nie masz dzieci? - Zapytał, siadając na brzegu jej łóżka.
-Dlaczego... Co? - Zatkało ją.
-Pytam się dlaczego nie masz jeszcze dziecka. - Powtórzył, tym razem ostrzej.
-Nie... Nie wiem. A powinnam? - Wyjąkała.
-Nie zależy ci na przedłużeniu czystej krwi? - Warknął.
-Zależy, oczywiście. - Czym prędzej odpowiedziała.
-To czemu? - Czarny Pan zdawał się być tym rozbawiony.
-Bo Rudolf nie chciał...
-To grzech, żeby taki śmierciożerca jak ty, nie przeniósł swoich zdolności na następne pokolenie. - Wyraźnie zauważyła w jego oczach kpinę, ale zbyt się bała, żeby jakoś to skomentować.
-Mam... Porozmawiać z Rudolfem? - Zapytała smutno.
-Kto tu mówi o Rudolfie? On już ma córkę. - Uśmiechnął się wrednie.
-Co?! Z kim?! - Bellatrix nie wierzyła w to co słyszała. Bezwładnie opadła na łóżko obok swojego Pana. Ale teraz to nie było ważne. Rudolf ją upokorzył!
-Myślałaś, że się nie dowiem? - Warknął, wstając i odchodząc od niej na drugą stronę pokoju.
-O czym? Ja nic nie wiedziałam... - Zaczęła się bronić.
-Wiem o waszej umowie! - Krzyknął. - Fałszywe małżeństwo, żeby mógł się do woli bzykać z tą mugolką! Byłaś aż tak głupia, że sądziłaś, iż się nie dowiem?!
-Panie... Wybacz... - Wyjąkała z pokorą i padła przed nim na kolana.
-Wstań i się nie poniżaj! Powiedz tylko czy wiedziałaś, że Hermiona Granger jest jego córką! - Krzyknął podciągając ją za łokieć do pozycji stojącej, tak, że dzieliło ich zaledwie kilka milimetrów.
-Nie wiedziałam... - Szepnęła zatapiając się w jego krwisto-czerwonych tęczówkach.
-Dobrze. - Mruknął.
Przez chwilę wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, lecz po chwili odsunął się od niej i deportował z charakterystycznym trzaskiem.
***A
Przez następnych kilka dni, Ariana starała się razem z Draconem, naprawić szafkę zniknięć znajdującą się w pokoju życzeń. Nie było to łatwe zajęcie, ale po wielu godzinach wreszcie coś zaczęło się dziać. Oczywiście wiedziała, że minie jeszcze co najmniej tydzień nim szafka będzie działać bez zarzutu, ale i tak czuła satysfakcję.
Zastanawiała się tylko, po co to wszystko. Draco nie chciał jej powiedzieć, a od Voldemorta nie otrzymywała żadnych dalszych instrukcji.
Syriusz był na nią lekko obrażony po ostatnim wspólnym wieczorze, ale na szczęście nie opuszczał Hogwartu. Ariana starała się go jakoś udobruchać, ale Łapa czuł się przez jej prośbę odcięty od świata, jak niegdyś na Grimmauld Place 12. Oczywiście była znaczna różnica, której na siłę nie chciał dojrzeć. W kamienicy był więźniem znienawidzonego przez siebie domu, natomiast tu, miał do dyspozycji ogromny zamek oraz błonia.
Dziś był piękny, typowo jesienny dzień. Ariana szła właśnie na Historię Magii, gdy po drodze zauważyła Syriusza, siedzącego na miotle i latającego bezczynnie po boisku do quidditcha.
Od razu zrezygnowała z zajęć i pobiegła na błonia. Usiadła wygodnie na trybunach i obserwowała jak chłopak wyprawia przeróżne piruety w powietrzu.
-Może nauczysz mnie latać?! - Zawołała do niego, a ten w odpowiedzi mało nie spadł z miotły.
-Ty mnie kiedyś wykończysz kobieto. - Zaśmiał się podlatując w jej kierunku.
-A więc? Pouczysz mnie? - Zrobiła słodką minkę.
-Niech no się zastanowię... - Zaczął udawać, że się namyśla. - Raczej nie masz do tego predyspozycji.
-Uważasz, że nie nauczę się latać? - Oburzyła się Ariana.
-Uważam, że... tak, chyba masz rację. - Uśmiechnął się złośliwie.
-A może się założymy? - Warknęła blondynka.
-O co? - Syriuszowi widocznie się ten pomysł spodobał.
-Jeżeli w tydzień nauczę się szybciej latać niż ty, to nie będziesz się więcej narażał.
-A jeśli przegrasz, to spędzisz ze mną noc. Oczywiście nic ci nie proponuję... - Dodał szubko widząc jej wyraz twarzy. - Chodzi mi tylko o spędzenie razem czasu.
-Mam taką nadzieję. - Powiedziała niezbyt przekonująco. Syriusz się zaśmiał.
-A może jednak wolisz... - Zaczął z kpiną.
-Nic nie wolę. - Przerwała mu czując, że się czerwieni.
-Skoro tak... - Westchnął smutno. - To kiedy zaczynamy?
***B
Bellatrix chodziła po opuszczonej, a raczej zmasakrowanej wiosce mugolów. Szukała jakiejś przypadkowej ofiary, na której mogłaby się wyżyć i ochłonąć. Od pamiętnej rozmowy z Czarnym Panem, nie widziała się z Rudolfem. Wiedziała, że gdy go zobaczy będzie musiała go zabić. Jeszcze nikt, nigdy w życiu jej tak nie upokorzył jak on.
Stąpała między płonącymi domami, a widok zasłaniał jej gęsty dym. Jedyne co słyszała to trzask łamanego drewna i...
-Mama!!! - Płacz jakiegoś dziecka. - Mamaaa!!!
Czym prędzej udała się w stronę krzyku. Po tylu dniach, wreszcie będzie mogła użyć swojego ulubionego zaklęcia.
Na brukowanej uliczce siedziała może dwuletnia dziewczynka. Miała blond włosy uplecione w warkoczyki i poplamioną krwią i błotem sukieneczkę.
-Mugolskie dziecko. - Warknęła. - Świetnie. Cruc...! - Wymierzyła różdżką w stronę dziecka, lecz przez chwilę się zawahała.
Kucnęła obok dziewczynki i spojrzała jej w oczy. Naszło ją dziwne uczucie. Rudolf miał córkę, a ona nie. Dopiero teraz zauważyła, że pragnęła mieć przy sobie takiego małego człowieczka. Oczywiście to było dla niej nie osiągalne. Bo jedyną osobą z którą chciała by mieć dziecko był Voldemort.
Wstała i rzuciła ostatnie spojrzenie na płaczące dziecko. Nie mogła przysporzyć tej istocie więcej bólu, więc zamiast tortur, postanowiła mu ulżyć.
-Avada kedavra! - Zielony promień pomknął z jej różdżki w kierunku dziewczynki.
Bellatrix otrząsnęła się i czym prędzej deportowała.
***A
Syriusz spędził resztę dnia na uczeniu Ariany. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie - mogła wreszcie nacieszyć się jego obecnością. Minusem był fakt, że nie było jej na żadnych poniedziałkowych lekcjach.
Trzeba było przyznać, że Łapa jest dobrym trenerem, bo już po pierwszym dniu mogła się poczuć swobodnie na miotle. Czy on się z tego cieszył? Nie była pewna. W swoim przekonaniu utrzymywała, że był po prostu rozdarty. Raz się cieszył, że jej tak dobrze idzie, a raz smęcił, że Ariana zamknie go na resztę życia w Hogwarcie.
-Według mnie przesadzasz. - Stwierdziła gdy wieczorem odprowadzał ją do dormitorium Ślizgonów. - Ja się o ciebie po prostu martwię i nie chce by coś ci się stało...
-Umiem o siebie zadbać. - Warknął, to była jego odpowiedź na wszystkie jej argumenty. - To co? Jutro z samego rana? - Zapytał gdy doszli do lochów.
-Nie, jutro nie mogę opuścić lekcji. Ale możemy pomiędzy nimi. - Zaproponowała.
-Skoro tak... - Mruknął i odwrócił się żeby odejść.
-Syriusz! - Zawołała za nim.
-Co? - Zatrzymał się i obrócił w jej stronę.
-Dziękuje ci. Wiem, że bardzo się starasz... No wiesz, nie narażać i w ogóle...
Ariana chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz Syriusz nie dał jej skończyć. Czym prędzej do niej podszedł i uciszył ją jednym krótkim pocałunkiem. Dziewczyna spojrzała na niego zszokowana.
-Wybacz, nie powinienem... - Zaczął i nim zdążyła coś powiedzieć zniknął za najbliższym zakrętem.