sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 8

I tu nareszcie pojawia się nasza Bella. Kawałek jest chyba z filmu, nie ważne, po prostu chcę zaznaczyć, że kawałeczek tekstu nie pochodzi w całości z mojej głowy. Czytajcie!

Juliet

----------------------------------

*** B

Bellatrix siedziała oparta o ścianę, a jej długie, kręcone, hebanowe włosy, spływały kaskadą na szczupłe ramiona. Oczy miała jakby zastygłe w bezruchu. Jej czarne tęczówki utkwione były w trudnym do określenia punkcie. Dziewczyna wyglądała na nie więcej niż dwadzieścia lat, co było wręcz dziwne przy jej prawdziwym wieku. Zmiana ta powstała na skutek wypadku w ministerstwie.

Wyciągnęła przed siebie lewą rękę i zbliżywszy ją do twarzy przejechała językiem po mrocznym znaku. Uśmiechnęła się szaleńczo i przymknęła oczy.

Była sama w domu, Rudolf znowu był ze swoją mugolką. Ale przecież sama się na to zgodziła. To był pomysł idealny, małżeństwo. Oboje mieli w swoim sercu osobę z którą nie mogli być. On mugolkę, ona... No właśnie, ona. Zawsze była o niego zazdrosna, bo różnica w ich położeniu polegała na tym, że on pałał miłością odwzajemnioną - ona nie.

Teraz odzyskała dawny wygląd, a trzeba było przyznać, że jest piękną dziewczyną. Jednak najbardziej ucieszyła ją przemiana Czarnego Pana. Wyglądał jak przed laty, gdy była jeszcze małą dziewczynką, a jej ojciec walczył u jego boku.

Nie pamiętała kiedy dokładnie się w nim zakochała, ale wiedziała, że z czasem przerodziło się to, w obsesję. To co czuje w stosunku do niego nie miało i nie ma prawa istnieć, ale na marne starała się to maskować. Niektórzy się temu dziwili, przecież do niedawna wyglądem przypominał węża. Dla niej jednak nie było to ważne. A teraz gdy oboje wreszcie odzyskali dawną postać, było jej jeszcze trudniej stłamsić w sobie te wszystkie uczucia.

Pragnęła go całym ciałem, sam jego widok przyprawiał ją o dreszcze. Nie spełniona miłość była dla niej coraz bardziej uciążliwa. We wszystkim starała się mu przypodobać, zaimponować, sprawić by choć na nią spojrzał... Oddała by wszystko za najmniejszy gest sympatii.

"Bella" - tak nazywał ją od zawsze, nie wiedziała dlaczego. Czy to przez wzgląd na lata gdy widział ją jak uczyła się chodzić i mówić, czy na okres, gdy zaczął osobiście uczyć ją czarnej magii... Miała wtedy siedemnaście lat i to ten czas uważa za najlepszy w swoim życiu.

Po kilku latach obsesja na jego punkcie przerodziła się w szaleństwo, a całość przyprawił Azkaban. Tak, była szalona... I zdolna do wszystkiego. Gdyby wyraził taką ochotę zabiłaby się...

Nagle z rozmyśleń wyrwało ją ostre pieczenie. Wzywał ją...

***A

Ariana była wściekła na Voldemorta. Jak mógł jej przerwać w takim momencie? Przez chwilę chciała go po prostu olać. Lecz za chwilę przypomniały się jej jego słowa. Nie mogła pozwolić na to by zrobił coś Syriuszowi.

Chcąc, nie chcąc wzięła odznakę do ręki i przeczytała znajdującą się na niej wiadomość: "Pomóż Draconowi". Wpatrywała się w te dwa słowa z tępym wyrazem twarzy. Draconowi? I w czym? Te pytania wwiercały się jej nieprzyjemnie w głowę, aż zmęczona dniem zasnęła.

***B

Bellatrix pojawiła się przed okazałą posiadłością Malfoy'ów. To tu jej pan miał aktualnie swoją siedzibę.

Obejrzała się dookoła i żwawym krokiem przeszła przez bramę, tak jakby w ogóle jej tam jej nie było. Ktoś bez mrocznego znaku miałby większe trudności z dostaniem się tutaj. Ogrody wokół dworku były piękne, lecz teraz jakby pogrążone w ciemności i to nie tej od nocy.

Gdy weszła do sali, okazało się, że wszyscy czekają tylko na nią. Podeszła do swojego miejsca, w okolicach środku stołu. Oddałaby wszystko by tylko zająć miejsce Severusa - po prawicy samego Czarnego Pana.

Gdy usiadła nawet nie zwrócił wzroku w jej stronę, taki mały gest a znaczący tak wiele... Z rozczarowaniem spuściła wzrok. Ale czego się spodziewała? Że dziś będzie inaczej?

-Spóźniłaś się Bella. - Stwierdził sucho, przenosząc na nią wzrok.

Momentalnie zatonęła w jego krwistoczerwonych tęczówkach, zawsze miała z tym problemy.

-Panie, ja... - Nieświadomie pochyliła się w jego kierunku.

-Nie interesuje mnie powód. - Przerwał jej. - Jeżeli tak długo zajmuje ci dotarcie, to zamieszkasz tutaj.

-Tak jest, Panie. - Wyszeptała skruszona, jednocześnie wracając do poprzedniej postawy.

-Jak już mówiłem - Kontynuował zwracając się do reszty. - Czas na następny ruch. Czy ministerstwo jest już infiltrowane?

-Minister został opętany zaklęciem Imperio, mój Panie. - Odrzekł niezwykle dumny z siebie, Avery. Po sali rozeszły się pomruki podziwu, natomiast Bellatrix zmroziła go spojrzeniem.

-To dobrze. - Uśmiechnął się wrednie Voldemort. - A więc następnym krokiem, jest mianowanie kogoś na ministra... Kto z was - Zaczął wstając. - jest godny - ciągnął przechadzając się wzdłuż stołu. - zająć to miejsce. - Skończył zatrzymując się za krzesłem Lucjusza.

-Panie, ja...

-Odkupisz swoje winy, Lucjuszu. Nie muszę ci chyba przypominać jak straciłeś przepowiednię, a potem trafiłeś do Azkabanu... Kto cię z niego wyciągnął?

-Ty Panie. - Odpowiedział pokornie, blondyn.

-A więc to mamy za sobą. Zostaje sprawa Pottera... - Ostatnie słowo niemal wysyczał. Wrócił na swoje miejsce a chwilę potem, Nagini zaczęła wspinać się po jego ramieniu.

-Panie, ja to zrobię. Zabije chłopaka... - Wysyczała Bellatrix z uśmiechem szaleńca.

-Fascynuje mnie twoja żądza krwi, Bellatrix, ale to ja musze zabić Harry'ego Potter'a... - Zwrócił się w jej kierunku. Uśmiech dziewczyny od razu zgasł.

-Panie... - Zaczęła nieśmiało. - A nie lepiej, by zrobiła to nasza nowa... zabawka? - Dokończyła po chwili wahania.

-Uważasz, że jestem tak słaby, żeby posługiwać się innymi? - Zaśmiał się cicho.

-Nie, ależ skąd... Chodzi o to, że ona szybciej może do niego dotrzeć... - Pośpieszyła z wyjaśnieniami, co ją naszło, by pouczać Czarnego Pana?

-Ach tak... - Szepnął z zastanowieniem. - Jednak ty już raz dostałaś się do Hogwartu, zmieniona w Ginewrę Weasly... Może to jednak ty wykonasz to zadanie... Wątpię, by... nasza zabawka - Użył tego samego określenia co ona, przez co Bellatrix się uśmiechnęła. - dała radę zabić.

-Z największą chęcią mój Panie...

-Ale... - Przerwał jej. - Severus lepiej sobie poradzi...

Bellatrix nie wierzyła w to co słyszała, znowu on. Po chwili jednak o czymś sobie przypomniała...

-...Chyba, że złożył jakąś wieczystą przysięgę. - Czarny Pan zdawał się czytać w jej myślach. - Będziesz konać Snape, bo nie wyrażam zgody na pomoc Draconowi, już swoją otrzymał. Wysłałem mu kogoś do pomocy Narcyzo. - Tu zwrócił się do niej. - A jeśli chodzi o ciebie Severusie, to wiedz, że wiem o twoim spisku z Dumbledorem. Śmieszne, że taki ambitny człowiek jak ty poświęca się dla zmarłej szlamy... - Zaśmiał się, a za nim reszta śmierciożerców. - Ja cię nie zabiję, zrobi to przysięga. Oddaj mi różdżkę. - Wciągnął dłoń w jego kierunku.

-Ale Panie... Ja nie wiem o czym ty mówisz... - Snape zaczął się tłumaczyć.

-Twoja różdżka. - Powtórzył Voldemort.

Bellatrix od zawsze czuła niechęć do Snape'a a teraz jej skryte przypuszczenia się ziściły. W tym momencie, gdy czarnowłosy oddawał swoją różdżkę, czuła się jakby dostała prezent od losu.

-Zabrać go do lochu. - Rozkazał, po czym szepnął coś w języku węży do Nagini. - Gdy już zdechniesz, Nagini będzie mieć obiad. - Zaśmiał się za nim.

Wszyscy śmierciożercy byli w całkowitym szoku. Nikt nie wiedział o co tak dokładnie w tym wszystkim chodziło. Bellatrix siedziała uśmiechnięta, zapatrzona w swoje własne bóstwo, w swojego Pana.

-Bello! - Voldemort zwrócił się w jej kierunku. - Zapraszam tutaj. - Wskazał miejsce po swojej prawicy.

Przez chwilę myślała, że to zbyt piękne by mogło być prawdziwe, lecz nie podlegało zwątpieniu, że Czarny Pan powiedział to co powiedział. Niepewnie wstała i czując na sobie wzrok reszty śmierciożerców zajęła wskazane miejsce.

-Panie, dziękuje... - Zaczęła lecz przerwał jej gestem ręki.

-To do czasu, aż nie znajdę kogoś godnego tego miejsca. - Odrzekł sucho.

Śmierciożercy wybuchli śmiechem, a ona zrobiła się czerwona jak burak. Dlaczego zawsze po nagrodzie czekało na nią upokorzenie? Spuściła wzrok i nie podniosła go aż do końca zebrania.

***A

Ariana z samego ranka, tuż po śniadaniu podeszła do młodego Malfoy'a. Nie miała pojęcia w czym miała mu pomóc, ale nie chciała narazić Syriusza.

Draco jak zwykle stał w towarzystwie Craba i Goyla. Blondynka niepewnie klepnęła go w ramie.

-Czego chcesz? - Warknął odwracając się do niej.

-On kazał mi ci pomóc. - Westchnęła.

-Kto? - Zirytował się blondyn.

-Voldemort. - Szepnęła. - Może porozmawiamy gdzie indziej? - Zaproponowała.

Wyszli z Wielkiej Sali i schowali się w najbliższej opuszczonej klasie.

-Kto by pomyślał, że ty, siostra Dumbledore'a masz takie znajomości. - Zaśmiał się.

-Co powiedziałeś? Ja jestem jego kuzynką...

-Wiem kim jesteś. A teraz mów w czym masz mi niby pomóc. - Warknął lustrując ją wzrokiem.

-Myślałam, że ty będziesz to wiedział. On powiedział mi tylko żebym ci pomogła. - Wyjaśniła Ariana.

-Wiesz coś o szafkach zniknięć...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz