środa, 28 maja 2014

Rozdział 6

Już po dwóch tygodniach w szkole stała się lubiana wśród Ślizgonów. Jak podpowiedział jej Voldemort starała się wejść w łaski Slughorna, już po pierwszej lekcji zdobyła główną nagrodę, a mianowicie Felix Flicis. Nie miała książek podobnie jak Harry i Ron, więc kiedy zauważyli, że w szafce są tylko dwa egzemplarze postanowili odstąpić jej jeden. Sama zaoferowała, że weźmie ten poniszczony, bo ich i tak musi starczyć na nich dwóch. Nie wiedziała jakiego miała wtedy farta.

Na każdej lekcji siedziała z Astorią Greengrass, wysoką brunetką o zielonych oczach. Należała także do klubu ślimaka, a większość wolnego czasu spędzała w bibliotece na studiowaniu przeróżnych ksiąg. Niestety większość z nich przestudiowała z nudów jeszcze przed śmiercią, a część przeczytała w wakacje. Zostało więc jej jeszcze tylko kilkadziesiąt egzemplarzy. Coraz częściej przyłapywała się na tęsknym zerkaniu w stronę działu ksiąg zakazanych.

Nie wiedziała kogo tak bardzo przypomina Albusowi.

Obudziła się dość późno więc szybko przebrała się i umyła. Z pośpiechem podążyła do Wielkiej Sali na śniadanie, po drodze na kogoś wpadła.

-Syriusz! - Ucieszyła się widząc czarnookiego. - Czego szukasz w lochach?

-Szczęścia, właśnie na mnie wpadło. - Uśmiechnął się w iście huncwocki sposób. - Śpieszysz się gdzieś?

-Na śniadanie, zaspałam. - Spłonęła rumieńcem.

-Śniadanie już się skończyło, teraz trwa Historia Magii. Ale jeśli jesteś głodna to mam na to sposób.

Syriusz zaprowadził ją do piwnic i otworzył ukryte przejście w obrazie. Rozpromieniona zdała sobie sprawę, że są w kuchni. Gdy tylko tam weszli zostali oblężeni przez skrzaty, każdy z nich dawał im coś innego do jedzenia. Ariana zjadła kilka rogaliczków i wypiła herbatę, w przeciwieństwie do Syriusza nie prosiła by upiekli jej tort czekoladowy. Jakże się zdziwiła gdy otrzymał swoje zamówienie. Po kilku minutach musieli jednak już iść, w przeciwieństwie do niego ona miała lekcje, a nie chciała się spóźnić na drugie zajęcia.

Gdy podeszła pod klasę dopadła ją Astoria.

-Gdzie byłaś? Przez ciebie siedziałam sama w ławce. - Oburzyła się.

-Nie byłam na śniadaniu a byłam głodna, poszłam coś zjeść. - Odparła nieporuszona.

-Z tym brunetem? Przystojny jest, ale to był gryfon i w dodatku zdrajca krwi. Naprawdę nie wiem jak możesz przyjaźnić się z Weasly'ami, Potter'em i tą szlamą jak-jaj-tam.

-Z nich moim przyjacielem jest tylko Syriusz Black, dla reszty staram się być uprzejma. W końcu to przyjaciele mojego brata... - Przerwała bo przyszedł Slughorn.

Profesor otworzył im klasę i zaprosił do środka, tą lekcje mieli z gryfonami. Ariana zawsze siedziała w pierwszej ławce, uwielbiała rywalizować z Grenger, zajęła stałe miejsce i rozłożyła ingredencje.

-Dobrze, dziś zajmiemy się eliksirem spokoju. Czy ktoś wie jakie są wymagane składniki? - Ariana o sekundę ubiegła Hermionę. - Proszę panno Dumbledore.

-Dziękuję profesorze, należy przygotować: kamień księżycowy i syrop z ciemiernika czarnego. - Odpowiedziała mimowolnie z satysfakcją zerkając na Hermionę.

-Bardzo dobrze, dziesięć punktów dla Slytherinu! - Ucieszył się Slughorn. - A teraz do roboty, po zakończeniu wlejcie eliksir do próbówek i zostawcie na moim biurku.

Pod koniec lekcji przeszedł się po klasie. Ariana oczywiście skończyła pierwsza mimo iż nie zerknęła ani razu do podręcznika, znała recepturę na pamięć. Slughorn zatrzymał się przy niej.

-Widzę tutaj już jeden wybitny, wiem że nie korzystała pani z książki za co Slytherin zdobywa dodatkowe pięć punktów. - Poklepał ją po ramieniu i poszedł dalej.

Wiedziała że brązowo włosa pała teraz złością, a ją to bawiło. Odłożyła na biurko próbówkę i wyszła z klasy. Ledwo przekroczyła próg, coś piekielnie zaczęło ją palić w pierś. Dotknęła bolącego miejsca i się oparzyła, to odznaka była tak niesamowicie rozgrzana. Za pomocą zaklęcia odpięła ją schowała do kiszeni. Teraz zamiast na transmutacje, pobiegła do łazienki.

Zamknęła się w jednej z kabin i z ulgą stwierdziła, że odznaka ma już normalną temperaturę. Przyjrzała jej się uważnie i zauważyła drobny napis na tyle: "księgi zakazane - Slughorn ci pomorze". Przejechała po nich delikatnie palcem, a litery zniknęły.

-Slughorn ci pomorze... - Mruknęła do siebie. - Już wiem!

Pospiesznie przypięła odznakę i skierowała się z powrotem do sali eliksirów. Gdy tam dotarła profesor zamykał salę na klucz.

-O, Ariana! Zapomniałaś czegoś z klasy? Zaraz zaczną się lekcje.- Zapytał wesoło.

-Nie, mam po prostu do pana pytanie, a właściwie prośbę. - Zaczęła nieśmiało.

-Więc pytaj i zmykaj. - Zaśmiał się serdecznie.

-Czy mógłby mi pan dać pisemne zezwolenie, na wypożyczenie kilku ksiąg z działu ksiąg zakazanych? Potrzebuję ich na dodatkową pracę, to dla mnie bardzo ważne. - Skłamała.

-Cóż, niech będzie. Przyjdź po nie po tej lekcji. A teraz zmykaj na transmutacje.

Ariana podziękowała i pobiegła pod odpowiednią klasę. Przez resztę lekcji myślami była daleko, odebrany pergamin od profesora ciążył jej w kiszeni. Miała wątpliwości. Postępując według jego wskazówek po której stronie stała? Nigdy nie chciała być zła, zabijać, sercem i duszą stała po stronie dobra. Niestety ciekawość i chęć wiedzy ciągnęła ją w jego podłe sidła. Jedyne co ją dobrze izolowało to spotkania z Syriuszem. Kiedy był blisko czuła się lekko, jej wątpliwości ulatywały w górę i nie nękały ją pokusy. Była pewna, że puki Łapa jest blisko niej, nie przejdzie na stronę Voldemorta.

W drodze do biblioteki spotkała właśnie jego. Oczywiście zapomniała o zezwoleniu i o wszystkich planach. Siedział na podłodze oparty o ścianę. Ariana śmiało zajęła miejsce obok niego.

-Czemu siedzisz tu sobie sam? Życie ci się znudziło? - Zażartowała, chłopak lekko się uśmiechnął.

-Nie mam myśli samobójczych, nie martw się. Czekałem tu na ciebie. - Przeszył ją wzrokiem a ona momentalnie oblała się rumieńcem. - Dużo przesiadujesz w bibliotece.

-Tak to przez to, że...

-Nie mów mi. - Przerwał jej. - Gdzie wtedy byłaś? - Zapytał sucho, tak, że aż przeszły ją dreszcze.

-Nie roz...

-Nie kręć. Pytałem się Dumbledore'a, powiedział, że nic nie pamiętasz. Ale ja wiem, że pamiętasz to tak dokładnie jakby to było wczoraj. Dałaś sobą manipulować. - To ostatnie zdanie wypowiedział z pretensją w głosie.

-Znalazłam się w ciemnym pokoju, jedynym światłem był ogień w kominku. - Zaczęła ku jego zdziwieniu. - On tam był, twarz zakrywał mu kaptur...

-Teraz nie jestem pewien czy chcę tego słuchać. Powiedz tylko czy zrobił ci krzywdę i co od ciebie chciał. - Syriusz położył swoją dłoń na jej, przez co oblała się rumieńcem.

-Nic mi się nie stało, a chciał mi dać tylko kilka wskazówek. - Powiedziała poddańczo, wlepiając wzrok w podłogę. - Nie powiesz Albusowi? - Spojrzała na niego błagalnie.

-Nie wiem co jest gorsze, zdradzenie ciebie czy jego...

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 5

W tym samym czasie skończyło się przydzielanie do domów. Dyrektor wstał by przedstawić swoją siostrę gdy nagle drzwi rozwarły się ukazując Nimfadorę i Ginny.

-Profesorze! Znalazłam ją nieprzytomną w pociągu! Miała na sobie pelerynę niewidkę.

-Może to był kawał... - Zaczął Snape.

-Ma obcięty pukiel włosów! - Tonks nie dała się zwieść.

-Ariana! Ariana! - Wołała ją Minerwa. Zdenerwowana wyszła z sali, wróciła po paru minutach. - Nie ma jej...

***A

Ariana wylądowała w ciemnym, ale obszernym pokoju, gdzie jedyne światło dawał ogień w kominku. Rozejrzała się z przestrachem dookoła, dopiero po paru sekundach namierzyła ciemną wysoką postać stojącą pod jedną ze ścian. Była pewna kto to jest, z daleka można było wyczuć aurę jaką wokół siebie wytwarzał.

-Voldemort. - Szepnęła, nie potrafiła powiedzieć nic więcej bo w gardle miała kluchę.

-Owszem. - Gos miał miękki i uwodzicielski. Podszedł kilka kroków bliżej i zdjął kaptur. Miał kasztanowe włosy i szkarłatne, krwiste oczy. - Ariana Dumbledore, co za zaszczyt. - Ostatnie słowo niemal wypluł z kpiną, co dziwne to ją ośmieliło.

-Czego ode mnie chcesz? - Posłała mu wyczekujące spojrzenie.

-Od ciebie? Niczego, twój braciszek ma mi więcej do zaoferowania.

-To po co tak się starasz mnie porwać? Chyba, że... - Zacięła się. - Nie masz prawa go szantażować!

-Jakbyś zechciała zauważyć, to ja tu jestem prawem. Ministerstwo jest już dawno infiltrowane, niedługo zamorduję ministra i ustanowię nim Lucjusza. - Uśmiechnął się podle.

-Skoro to ty rządzisz to dlaczego sam nie ogłosisz siebie ministrem?

-Bo ludzie z reguły bardziej się boją nieznanego. Słyszałem plotki, że ponoć zabijam wzrokiem. - Zaśmiał się szyderczo. - Wiesz, że gdybyś przeszła na moją stronę pomógłbym ci rozwinąć twój talent. Już z tej odległości wyczuwam twoją magię. - Zbliżył się o kolejnych kilka kroków, teraz dzieliło ich mniej niż metr. - Jesteś niezwykłą czarownicą.

-Każdą tak czarujesz, czy wymyślasz te teksty na bieżąco? - Zakpiła.

Voldemort przeszedł kawałek i stanął za nią, sięgała mu do podbródka. Jedną ręką odgarnął jej włosy za ucho a drugą przejechał po jej tali. Ariana bezwiednie zadrżała pod jego dotykiem i przymknęła oczy. Nachylił się nad nią i szepnął jej do ucha.

-Trzymaj się blisko Slughorna, spraw by cię polubił.

Wsunął jej coś do ręki, a gdy to pochwyciła poczuła lekkie szarpnięcie za pępek. Gdy ponownie otworzyła oczy była tam gdzie po raz ostatni widziała Ginny. Teraz była pewna, iż to nie była jej koleżanka. Cały czas ściskając nieznany przedmiot w ręku ruszyła prędko w stronę zamku.

Po kilkunastu minutach znalazła się przed Wielką Salą. W efektowny sposób popchnęła oba skrzydła wrót i pewnym krokiem ruszyła w stronę stołu nauczycielskiego. Setki zaciekawionych twarzy śledziło z zaciekawieniem każdy jej ruch. Nie zważając na wyrazy ulgi na twarzach przyjaciół, usiadła na stołku i spokojnie czekała.

Minerwa z pewnym opóźnieniem zdała sobie sprawę z tego co się dzieje. Podeszła do niej i nałożyła jej tiarę na głowę. Ariana usłyszała cichy głosik w swojej głowie.

-Wiesz gdzie muszę cię przydzielić? - Przytaknęła w myślach. - Przykro mi to robić, bo przez to, wszystko pójdzie po jego myśli...

-SLYTHERIN!!! - Tiara przeszyła salę krzykiem.

Albus patrzył na nią z troską i strachem, czyżby wiedział? Cóż, ona sama nic z tego nie rozumiała. Wstała i usiadła przy stole Ślizgonów. Mimo iż nie jadła nic od śniadania, nie czuła się głodna. Jej brat jeszcze coś powiedział, ale już go nie słuchała. Zdała sobie, że nadal trzyma to coś w ręku. Powoli ją otworzyła, w jej bladej dłoni leżała odznaka prefekta. Zaciekawiona przejechała po niej palcem, różniła się od tych które nosili teraz. Czyżby to była jego odznaka? Pod czas wakacji Albus opowiedział jej jego historię. Był prefektem i trzymał się blisko Slughorna, może chciał żeby historia zatoczyła koło, a to był taki symbol.

Kiedy podniosła wzrok w sali był tylko dyrektor.

-Musimy porozmawiać. - Powiedział smutno i ruszył w stronę gabinetu.

Ariana poszła za nim powłuczając smętnie nogami. Albus usiadł za biurkiem i wyczarował jej krzesło, po czym poprosił by na nim usiadła. Wzrok skupiła na odznace, byle by tylko nie spojrzeć mu w oczy. Dumbledore'owie od pokoleń trafiają do Gryfindoru, dlaczego akurat ona musi stanowić wyjątek?

-Gdzie byłaś? - Zaczął swoje przesłuchanie. - Nimfadora znalazła Ginny w pociągu, miała obcięty pukiel włosów.

-Gdy czekałam przed salą, przyszła do mnie Ginny. Powiedziała że musi mi coś pokazać. Poszłam za nią aż za tereny Hogwartu i rzeczywiście, w błocie leżał mój naszyjnik. Gdy tylko go dotknęłam przeniosłam się gdzieś, to musiał być świstoklik. Dalej nic nie pamiętam. - Skłamała. - Wróciłam tam skąd zabrał mnie świstoklik i poszłam do zamku.

-Na pewno nie masz nic więcej do powiedzenia? - Przeszył ją wzrokiem.

-Nie Albusie, to wszystko. - Wstała by wyjść ale przez chwilę się zawahała. - Mogę być prefektem?

-Właśnie nie wyznaczyłem w tym roku nowych prefektów, zapomniałem. Niech będzie, zaraz dam ci odznakę.

-Nie trzeba, już mam. - Powiedziała i wpięła sobie ją w szatę.

-Skąd ją masz?

-Gdy wróciłam miałam ją w ręce. Dobranoc. - Pożegnała się i wyszła.

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 4

Pani Weasly pobudziła wszystkich bardzo wcześnie. Ariana nigdy nie widziała w tym domu aż takiego ruchu, a przecież codziennie odwiedzał ich ktoś z zakonu. Ucieszyła się na wieść, że Syriusz pojedzie razem z nią. Jak on to nazwał? Chyba "prywatny auror". Stwierdził, że nie puści jej samej nawet do łazienki. W tym roku obrony przed czarną magią będzie ich uczył Snape, eliksirami zaś zajmie się profesor Slughorn, obejmie on również miejsce opiekuna Slytherinu. Ariana widziała Severusa tylko raz, ale od razu poczuła do niego niechęć.

Gdy do wyjścia zostało tylko kilka minut wszyscy ustawili się pod ścianą. Zaproponowali im samochody z ministerstwa, ale Moody się na nie, nie zgodził. Ariana wypiła eliksir wielosokowy i zamieniła się w małą, czteroletnią dziewczynkę, a Syriusz zamienił się w psa. Molly zamieniła się w wysoką mugolkę, a Fred i George w niemowlaków. Reszta miała tylko zmienione kolory włosów.

Gdy wyszli na ulicę, wyglądali po prostu jak duża, mugolska rodzina. Ariana szła w środku, a obok niej stale czuwał duży, czarny pies.

Po okresie nawet większym niż pół godziny, znaleźli się na dworcu King's Cross. Eliksir już przestawał działać więc wszyscy razem weszli do łazienki żeby się przebrać. Jak to zapowiedział Łapa, wszedł prosto za Arianą do kabiny. W ostatniej sekundzie udało jej się go przegonić, bo chwilę później cała jej maleńka sukieneczka pękła, a ona została całkiem naga.

Gdy wszyscy już byli gotowi, przeszli na peron dziewięć i trzy czwarte. Dopiero przy wejściu do pociągu, blondynka zauważyła, że jej auror nie jest już psem.

W przedziale usiadła z Harrym, Luną, Nevilem i Syriuszem.

-Gdzie Ron, Ginny i Hermiona? - Zapytała gdy pociąg już ruszył.

-Ron i Hermiona są prefektami, a Ginny poszła do swojego chłopaka. - Odparł Nevil, a Ariana mogłaby przysiąc, że przy ostatnim słowie Harry się skrzywił. - Kim jesteś?

-Ja jestem Ariana Dumbledore. - Zauważyła pytające spojrzenia i jak ustaliła to z Alastorem skłamała. - Jestem kuzynką Albusa i Aberforta... znaczy się profesora Dumbledore'a.

-Nie przejmuj się, to przez gnębiwtryski. - Odparła blondynka o rozmarzonych oczach. - Jestem Luna Lovegood.

-A ja Syriusz Black. - Łapa uśmiechnął się figlarnie. - Miałem mały wypadek w ministerstwie to odmłodniałem.

-Myślałam, że wszyscy mają cię za mordercę. - Zdziwiła się Ariana.

-Tak, ale oni pod czas tej walki byli. - Oznajmił jak by to było oczywiste.

Blondynka wstała i wyszła z przedziału.

-Ej a ty dokąd? - Zapytał Łapa i wypadł za nią.

-Przejść się.

-Pamiętasz co ostatnio miałaś z takich spacerów? - Zaśmiał się w iście huncwocki sposób. - Jak dojedziemy to pójdziesz ze mną do McGonagal.

-Dlaczego? - Zapytała idąc wciąż do przodu.

-Muszę jej oddać oryginalny klucz do szatni dziewcząt... - Przerwał bo nagle cały pociąg stanął. - Mamy kłopoty.

Mnustwo zaciekawionych uczniów zaczęło się wiercić i wyglądać dookoła. Coś uderzyło w przednią część pociągu. Syriusz pociągnął ją za sobą z powrotem do przedziału.

-Harry, przyszli po nią. Śmierciożercy są w pociągu. - Wydyszał.

-Co?! Co teraz? - Zapytał wystraszony.

-Będziemy walczyć do końca. - Powiedział Syriusz i wyciągnął różdżkę.

-Nie będziecie przeze mnie tracić życia! - Krzyknęła Ariana i wyrwała się z uścisku Łapy. - Ja ich zatrzymam.

-Nie umiesz walczyć.

-Umiem, Albus mnie nauczył.

-A ja mam lepszy pomysł. - Harry wyciągnął eliksir wielosokowy. - Do dna.

Gdy zamaskowane postacie wtargnęły do ich przedziału, zastały kilkoro pierwszoroczników.

-To nie tu! - Krzyknęła Bellatrix. - Musieli zabrać ich do szkoły innym sposobem. Czarny Pan będzie zły. Wynosimy się.

Dziesięć czarnych postaci wyleciało z pociągu, zostawiając po sobie ogromne dziury w dachu. Ruszyli dopiero po kilku minutach. Na szczęście nie wypili dużo eliksiru i po chwili byli sobą. Nim jeszcze zdążyli ochłonąć po całym zdarzeniu, do ich przedziału przybiegli Ron, Hermiona i Ginny.

-Nic wam nie jest? Jak to możliwe? - Dopytywali się prefekci, tylko Ginny stała i wyglądała na naburmuszoną i nieobecną. Oczywiście Syriusz wszystko im dogłębnie opowiedział.

Posiedzieli jeszcze chwilę, ale potem każde z nich wróciło do swojego przedziału. Po kilku godzinach zaczęło się robić ciemno. Ariana przebrała się w szatę szkolną i resztę drogi wpatrywała się w krajobraz za oknem...

Dziewczyna głupio się czuła wśród pierwszo roczniakach, ale nie miała jeszcze wyznaczonego domu. Stała sobie z nimi przed Wielką Salą czekając aż Minerwa wprowadzi ich na ceremonię. Pojawiła się po kilku minutach i machnęła ręką by poszli za nią. Po chwili jednak się zatrzymała i spojrzała zdziwiona na blondynkę.

-Ariano, poczekaj tutaj aż ktoś po ciebie przyjdzie. - Oznajmiła i odeszła z pierwszoroczniakami.

Blondynka przysiadła na oparciu schodów i wpatrywała się niewidzącymi oczami w podłogę. Jej uwagę przykuła dopiero Ginny machająca do niej ręką. Ariana podeszła do niej zadowolona, że nie będzie musiała czekać sama.

-Cześć Ginny. Dlaczego nie jesteś na uczcie?

-Chodź za mną, Profesor McGonagal kazała ci coś pokazać. - I ruszyła w stronę wyjścia z zamku.

Ariana poczuła się trochę nieswojo, ale posłusznie wyszła na błonia za rudowłosą. Zaczęła mieć złe przeczucia dopiero gdy Ginny wyszła po za ogrodzenie szkoły, gdzie nic ich nie chroniło.

-Lepiej wracajmy... - Zaczęła wystraszona.

-Czy to ty zgubiłaś? - Zapytała pokazując mały naszyjnik.

-Tak, to mój. - Wyciągnęła po niego rękę i gdy tylko go dotknęła poczuła charakterystyczne uczucie w okolicach pępka. To był świstoklik...

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 3

Przepraszam, ale na rozdziały z Bellatrix będziecie musieli poczekać, bo to niesamowicie skomplikowana postać i trudno mi wykreować jej ostateczny charakter. Ale możecie wierzyć, że od ósmego rozdziału zacznie się dziać. Proszę o komentarze!

           Juliet

--------------------------------------------

Gdy do wyjazdu do Hogwartu zostało zaledwie trzy dni, Ariana miała już nową różdżkę. Cis, trzynaście i pół cala, odpowiednio giętka, pióro feniksa. Aby więcej dowiedzieć się o jej właściwościach, postanowiła przestudiować kilka ksiąg. To co w nich znalazła niezbyt się jej spodobało. Wystraszona zbiegła na dół by podzielić się swymi obawami z Syriuszem. Przez te cztery dni zdążyła nabrać do niego zaufania, jakim nie potrafiła obdarzyć reszty mieszkańców Grimmauld Place 12.

-Łapa! - Krzyknęła z ulgą gdy zobaczyła go w salonie.

-Czy coś się stało? - Przestraszył się.

-Chodzi o moją różdżkę. Przeczytałam że cis ma mroczną i przerażającą reputację i idealnie nadaje się do czarnej magii. No a przecież trzynaście to niezbyt dobra liczba. Pytałam się Ollivandera, powiedział że Voldemort też miał różdżkę z cisu, o tej samej długości i o tym samym rdzeniu. - Wypaliła tak szybko że Syriusz miał problemy z załapaniem o co jej chodzi.

-Zwolnij. Jeżeli chodzi o cis to tylko bajeczki, owszem to rzadkie różdżki, ale używali ich i dobrzy i źli ludzie. Jeżeli chcesz wiedzieć to niemal wszyscy byli kimś wielkim. A skoro mowa o piórze feniksa, to Harry też ma z tym rdzeniem różdżkę. Ollivander mówił ci przecież że ta twoja odznacza się naprawdę dużą mocą. - Próbował ją uspokoić.

-To samo mówił o różdżce Voldemorta, po za tym przeoczyłeś fakt, że kazał mi jej pilnować, bo może wpędzić mnie w tarapaty. Wiem że to przez jej skład.

-Dlaczego na siłę szukasz dziury w całym? - Syriusz pochwycił jej dłoń i poprowadził ją na kanapę.

-Czuję... mam takie przeczucie, że... Nie wiem jak to wyjaśnić. - Spojrzała mu w oczy i gdy zauważyła, że on też na nią patrzy, oblała się rumieńcem. - Coś mnie do niego ciągnie. - wyznała.

-Co? - Czarnooki oniemiał.

-Muszę go zobaczyć. - Powiedziała ostro, a on spojrzał na nią jak na wariatkę.

-To nie takie proste. Nie sądzę by łatwo ci było go znaleźć, a jeśli już to to będzie prawdopodobnie ostatni widok w twoim życiu. - Zakpił.

-Mogę go unikać, mogę być obojętna na niego i mogę go szukać, ale jedno jest pewne, w niedalekiej przyszłości stanę oko w oko z Voldemortem. Nie wiem czy zginę, czy stanę po jego stronie, czy może zrobię coś jeszcze innego. Ale faktem jest, że nasze drogi się splotą i nic tego nie zmieni. - Powiedziała to tak poważnie, że Syriuszowi zrobiła się gęsia skórka.

Od razu po tym nie patrząc na nikogo wyszła na dwór. Wiał porywisty wiatr a w około panowała przygnębiająca mgła. Ariana czym prędzej ruszyła w zdłuż ulicą, w ręku w razie czego trzymała różdżkę. Było dość późno, słońce zachodziło nad budynkami Londynu. Ta pora dnia była niegdyś jej ulubioną. Gdy tylko zapadał zmrok czuła się bezpiecznie... do czasu.

Nie wie czemu zdecydowała się na ten samotny spacer, z Łapą czuła by się raźniej. Każdy szelest wywoływał u niej palpitacje serca. Czuła się jak owego pięknego wieczoru, gdy zniszczone zostało całe jej życie. Ciekawe, że ludzie mają skłonność do powtażania na nowo tych samych błędów.

Gdy słońce już zupełnie zaszło zorientowała się, że nie wie gdzie jest. Ku jej panice była w parku. Rozejrzała się dookoła lecz nic nie zauważyła.

-Sama. Bezbronna. Słaba... - Usłyszała przeraźliwy głos, dochodzący jakby z nikąd. Nagle poczuła się słabo, zaczęło kręcić jej się w głowie. - Mój Pan cię szuka. Znajdzie cię... - Obraz zawirował jej przed oczami, zachwiała się i upadła na ziemię.

******

Pierwsze co poczuła, to to, że było jej miękko i ciepło. Po woli otworzyła oczy. Była na Grimmauld Place 12, leżała dokładnie przykryta kołdrą w salonie. Obok niej, na podłodze, siedział śpiący Syriusz. Było już widno, przez nie zakryte zasłonami okna, do pokoju wpadały cudne promienie słońca.

-Syriusz. - Szepnęła mu do ucha, Łapa momentalnie się ocknął.

-Ariana! - Ucieszył się że dziewczyna wstała.

Do pokoju od razu przybyła Molly niosąc miskę pełną zupy. Za nią do salonu weszła Ginny i Hermiona, oraz chłopcy. To co ją najbardziej zdziwiło, to to, że był w śród nich Aberfort.

-Cześć. - Uśmiechnęła się blado. - Ile spałam?

-Jutro jedziemy do Hogwartu. - Odpowiedział Harry.

-No mała, miałaś kupę szczęścia. Gdy wybiegłaś przez pewien czas nie mogliśmy wyjść cię szukać, bo niedaleko kręcili się śmierciożercy. Znaleźliśmy cię dopiero nad ranem, a niedaleko miejsca w którym leżałaś nasi informatorzy potwierdzają ich obecność. - Syriusz zdawał się być jednocześnie szczęśliwy i zezłoszczony.

-Przepraszam cię, nie wiedziałam co robię. Ale coś mi nakazywało właśnie tam iść. I gdyby nie ten dziwny głos, to pewnie intulicja doprowadziła by mnie właśnie do nich.

-Jaki głos? - Zaciekawił się Harry.

-Nie wiem, dochodził jakby znikąd. - Przymknęła oczy aby sobie wszystko przypomnieć. - Mówił, "mój pan cię szuka" i chyba coś jeszcze.

-Na drugim roku miałem tak samo, słyszałem głosy.

-Uważasz, że ona... - Hermiona nie wyglądała na przekonaną.

-Można to sprawdzić. Ariano powiedz czy zrozumiesz co teraz powiem. To był język węży. - Wszyscy w pokoju się skrzywili na syk jaki wydał Harry.

-Powiedziałeś: to był język węży. Ale nie rozumiem dlaczego miałabym tego nie zrozumieć. - Z jej ust wyszedł przeraźliwy syk jaki wydają węże.

- Jesteś wężousta? - Zdziwił się Aberfort.

-Wężo co? - Zanalizowała wszystko co zaszło i wreszcie zrozumiała. - Wy nic z tego nie zrozumieliście, prawda?

-Ale jeżeli to co wtedy słyszała to było to, to znaczy że była z nimi Nagini. A skoro cię zauwarzyła, a Voldemort cię szuka, to nie mam pojęcia dlaczego go nie wezwała. - Stwierdził Syriusz.

-Dobrze, dosyć tego. Ariana zjedz zupę. - Molly starała się przerwać tę rozmowę by blondynka nie dowiedziała się za wiele.

-To dlatego masz mnie chronić? Bo on mnie szuka, a to oznacza, że miałam rację. - W jej oczach pojawiły się łzy.

-Ja...

-Syriusz! - Warknęła pani Weasly.

-Tak, masz rację. - Powiedział do Ariany po czym zwrócił się do Molly. - Ona i tak już wie. - Wstał i wyszedł z salonu.

Dziewczyna smutno opadła na poduszki. Pokój po woli pustoszał, aż zostały w nim tylko ona i rudowłosa kobieta z tacą.

-Nie jadłaś prawie od dwudziestu czterech godzin. - Podała jej miskę, a ta grzecznie oprurzniła jej zawartość. - Spakowałam cię już, nie martw się o nic i odpoczywaj. A jeśli chodzi o Sama-Wiesz-Kogo, to wątpię by zaatakował cię w szkole...

środa, 14 maja 2014

Rozdział 2

Pierwszy września zblirzał się nieubłaganie, do rozpoczęcia swojego pierwszego i jednocześnie szustego roku w Hogwarcie, Arianie zostało siedem dni. Z niecierpliwością czekała na coś co powinna zrobić już bardzo dawno temu.

Obudziła się dość wcześnie, ubrała i umyła. Poczekała jeszcze na dziewczyny i razem zeszły na śniadanie. W kuchni siedział już Syriusz oraz Molly.

-O, co tak wcześnie? - Zapytała kobieta. - Jak się spało? - Ostatnie pytanie skierowane było do Ariany.

-Dobrze, dziękuje. - Odpowiedziała nie spuszczając wzroku z Syriusza. - Myślałam że jesteś starszy. - Wyznała.

-Miałem mały wypadek w ministerstwie. - Uśmiechnął się zawadiacko.

Żeczywiście, wyglądał jakby miał nie całe dwadzieścia lat. Jego długa grzywka nonszalancko opadała na czoło a czarne oczy przeszywały na wskroś. Ariana momentalnie spuściła wzrok a jej bladą twarz pokryły lekkie rumieńce.

-Siadajcie i jedzcie. - Nakazała Molly stawiając przed nimi talerze.

Blondynka grzecznie wykonała polecenie i zajęła wskazane miejsce przed Syriuszem. Wszyscy zjedli śniadanie przygotowane przez panią Weasly. Dziś nie było nawet jednej czwartej osób co wczoraj, w połowie jedzenia dołączyli do nich chłopcy. Łapa zjadł pierwszy i wyszedł z kuchni. Ariana przełknęła ostatni kęs i podziękowała za posiłek. Wyszła z kuchni i skierowała swe kroki na górę. Nim stanęła na pierwszym stopniu, ktoś zastąpił jej drogę.

-Będę tak łaskawy i pokażę ci Londyn. - Syriusz stał nonszalancko oparty o ścianę i lustrował ją wzrokiem. - Może nawet kupimy ci różdżkę.

-Kto powiedział że się zgodziłam? - Udała oburzenie.

-Mnie się nie odmawia. - Uśmiechnął się w iście huncwocki sposób.

-Wolała bym przebywać w towarzystwie wyższych lotów. - Posłała mu wyzywające spojrzenie.

-Niby taka grzeczniutka, a jednak bezczelna. - Syriusz pokręcił głową z dezaprobatą. - Co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą.

Jeszcze wymienili poważne spojrzenia i wybuchli śmiechem, przez co płachta z portretu pani Black spadła. Po domu rozeszły się straszne krzyki.

-Szumowiny! Wredne szlamy, plugawią dom moich przodków! - Wrzeszczał portret.

Z kuchni wybiegła zdenerwowana Molly.

-Co tu się dzieje?! Syriusz? - Spojrzała na niego znacząco.

-Nędzne charchłaki!

-Dlaczego ja?

-Zdrajcy krwi!

-Dobrze wiesz dlaczego! Wiedziałam, że to będzie zły pomysł, żebyś pilnował Arianę! I ty masz być za nią odpowiedzialny! - Molly przekrzykiwała panią Black przez co jazgot był nie do wytrzymania. - Cicho! - Krzyknęła w stronę obrazu.

Syriusz wyciągnął różdżkę i ponownie zawiesił na portrecie płachtę, krzyki momentalnie ucichły, a przynajmniej jedne.

-Ty się do tego nie nadajesz! Ją powinien chronić wykwalifikowany auror!

-Więc według ciebie nie umniem walczyć?! - Zdenerwował się Black.

-Według mnie nie umiesz się zachować!

-Dosyć! - Krzyknęła zdenerwowana Ariana. - Syriusz chodź już po tą różdżkę.

Blondynka zaczęła iść w stronę drzwi, dopiero teraz zauważyła że tą scene oglądali wszyscy co tu mieszkają. Wyszła na zewnątrz i z westchnieniem przyjęła dobrą pogodę. Po kilku krokach obok niej znalazł się Syriusz.

-Zawsze się tak gryziecie? - Zapytała spoglądając na niego nieśmiało.

-Teraz to jesteś grzeczna. - Łapa pokręcił głową z udawanym smutkiem.

-Mam wachania nastrojów. - Na twarz weszły jej urocze rumieńce.

Przeszli w milczeniu niemal połowę drogi gdy Ariana zdecydowała się zadać mu najbardziej nurtujące pytanie.

-Kto to Voldemort? - Syriusz stanął jak wryty i spojrzał jej prosto w oczy. - Przepraszam, że pytam, ale z tego co wiem, to urodziłam się długo przed nim.

-Jest tak zły, że nawet nie mogę nazwać go człowiekiem. - Zaczął i jednocześnie ruszył dalej. - Przewodzi mordercami którzy każą siebie zwać śmierciożercami. Podczas jego panowania zginęło mnustwo mugoli i mugolaków, oraz czarodzieji którzy śmieli stanąć mu na drodze do władzy. Jednymi z nich byli moi najlepsi przyjaciele i rodzice Harry'ego. On pragnął go zabić, ale coś nie wyszło i klątwa odbiła się od dzieciątka. Voldemort jednak nie zginął, cały czas się czaił aż odzyskał siły by zaatakować ponownie.

-Wybacz, ale nie potrafię sobie wyobrazić tyle zła, gniewu i przemocy w jednej osobie.

-Bo to nie jest naturalne. Gdyby był człowiekiem nie robiłby tego co robi. Dokończymy później tę rozmowe, tu nie jest bezpiecznie mówić o takich rzeczach...

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 1

Po walce stoczonej w ministerstwie wojna między czarodziejami nareszcie stała się jawna. Pod koniec wakacji zwołano zebranie Zakonu Feniksa, wszyscy którzy do niego należeli zebrali się w kuchni na Grimmauld Place 12.

Pod zamkniętymi drzwiami stała drobna blondynka, na oko szesnastoletnia. Wsłuchiwała się w plątaninę słów dobiegających z kuchni.

-...nie mamy na to czasu!

-...nawet gdyby...on jest już...musimy działać! - To słowa Syriusza, dobiegające do niej wyraźniej od innych.

-Teraz ja mam coś do powiedzenia. - Nagły gwar ucichł. - Chciałbym wam przedstawić moją siostrę. Ariano nie stój pod drzwiami, wejdź.

Dziewczyna nieśmiało nacisnęła klamkę i znalazła się w pełnym ludzi pomieszczeniu. Jedno wszyscy musieli jej przyznać, była niesamowicie piękną dziewczyną. Włosy miła bardzo jasne, a ubrana była w letnią, zwiewną sukienkę o kolorze czerwieni. Wszyscy tępo lustrowali ją wzrokiem, a Aberfort się rozpłakał i chwycił ją w objęcia.

-Ariana! Ale jak? - Szlochał.

-To naprawdę ciekawa historia. - Zwrócił się do wszystkich Albus. - Molly, nalej jej zupy, pewnie jest głodna. - Kobieta o rudych włosach wzięła ją za rękę i usadowiła na jednym z wolnych miejsc. - Dwa lata temu Ariana odsunęła płytę grobową i wydostała się na zewnątrz. Do początku wakacji, na pieszo szła do Hogwartu. Coś jej mówiło że mnie tam znajdzie. Gdy zobaczyłem ją pod koniec czerwca miała podkrążone oczy, a ciałem przypominała anorektyczkę. Wstała z martwych równo 95 lat po śmierci. Czy to przypadek? Wątpię. - Albus spojrzał na swoją siostrę, lecz ta zbyt zajęta była jedzeniem by to zauwarzyć. - Co kazało jej do nas wrócić? - Zapytał się sam siebie. - Nie wielu wiedziało, że miałem siostrę, ale ja o niej nigdy nie zapomniałem.

-A co z jej... - Aberfort urwał bo na te słowa dziewczyna zbladła.

-Nic jej nie dolega. Co więcej, potrafi niesamowicie czarować. - Powiedział z dumą. - Lepiej odemnie. - Dodał.

-Biedna dziewczynka. - Molly przytuliła ją do siebie mocno. - I tak dużo przeszła, teraz powinna pójść na górę i spać. Może zająć pokój z Ginny i Hermioną, są praktycznie w tym samym wieku.

-Nie. Ja chcę zostać. - Odezwała się po raz pierwszy odkąd weszła, głos miała czysty i melodyjny.

-O nie, marsz na górę. - Zadecydowała kobieta.

Ariana z rezygnacją wyszła z kuchni i szybkim krokiem wspięła się po schodach. Po drodze spotkała bliźniaków majstrujących coś na klatce schodowej.

-Kim jesteś? - zapytał jeden z chłopców.

-Nazywam się Ariana Dumbledor. - Odpowiedziała poddenerwowana, nie czuła się pewnie w tym dziwnym domu.

-Ja jestem Fred Weasly, a to mój brat Gregore.

-Zaraz, zaraz. Ja chyba wiem kim jesteś. To ty, siostra Aberforta i profesora Dumbledore'a. Ale ty nie żyjesz od ponad dziewiędziesięciu lat. - Powiedział Gregore.

-Miło mi was poznać. - Uśmiechnęła się lekko. - Co tu robicie?

-Podsłuchujemy dzięki uszom dalekiego zasięgu. Ja i Fred mamy skończone siedemnaście lat, a nadal nie pozwalają nam brać udziału w posiedzeniach.

-Właśnie traktują nas jak dzieci. - Dodała rudowłosa dziewczyna, która wyszła z pobliskiego pokoju. - Jestem Ginny Weasly.

-Pani Weasly mówiła że będę z tobą w pokoju. - Ariana nerwowo poprawiła sukienkę.

-Tak? To chodź. - Rudowłosa zaprowadziła ją na kolejne piętro i otworzyła przed nią ostatnie drzwi na prawo.

W pokoju znajdowały się cztery łóżka. Na jednym z nich siedziała wysoka brązowooka dziewczyna, a obok niej jeszcze dwóch chłopców.

-Ginny, gdzie ty... - Przerwała. - Kto to jest?

-To jest... - dziewczyna zdała sobie sprawę że tego nie wie.

-Jestem Ariana Dumbledore. - Blondynka lekko się uśmiechnęła.

-To jest Harry, Ron i Hermiona. - Przedstawiła ich Ginny.

-Nic z tego nie rozumiem. - Przyznał okularnik. - Przecież żaden z Dumbledore'ów nie miał dzieci.

-Bo to prawda. Ja jestem siostrą Albusa i Aberforta. Proszę nie pytajcie o nic więcej, jestem już zmęczona.

-To my już pójdziemy, prawda Ron? - Szturchną kolegę, dotąd zapatrzonego w dziewczynę.

Chłopak się otrząsnął i wyszedł za Harry'm z pokoju dziewczyn. Po zamknięciu drzwi zostały same. Ginny wskazała jej łóżko a Hermiona opowiedziała o Zakonie Feniksa. Dziewczyna zasnęła dopiero o północy, zawsze pierwsza noc w nowym miejscu była dla niej trudna...

piątek, 9 maja 2014

Prolog

Cześć, witam wszystkich serdecznie na tym blogu i zapraszam do czytania i komentowania.
                Juliet
--------------------------------------
Zachodzące słońce oświetliło zgrabne ciało sześcioletniej blondynki rozłożonej na dawno nie koszonym trawniku. Oczy miała zamknięte, a bladymi palcami skubała leniwie źdźbło trawy. Jej zwiewna, biała sukienka do kolana wyglądała jak dopiero co wyjęta z wystawy, a delikatne, bose stopy ginęły wśród zieleni traw.

W miarę jak blask rozświetlający jej skórę ginął, tak ona zdawała się tonąć we wszech ogarniającej i bezbrzeżnej ciemności. Gdy ostatni promień światła schował się za budynkami pobliskiego miasteczka, dziewczyna rozwarła powieki ukazując błękitne, oczy. Jej twarz wykrzywił delikatny uśmiech. Zgrabnie podniosła się z ziemi i otrzepała sukienkę.

Znajdowała się na opuszczonej i oddalonej nieco od reszty zabudowań, posesji. Podeszła do spruchniałego płotu i przez jedną z luźniejszych desek wkroczyła na zarośniętą ścieżkę. W połowie drogi do głównej uliczki, odwróciła się i smutnym spojrzeniem zmierzyła podupadłą dziś, willę.

Szła przez miasteczko nie zwarzając ani na bose stopy, które wywoływały w przechodnich mieszane uczucia, ani na dość późną porę.

Postanowiła pójść na skróty przez park znajdujący się w centrum Doliny Godryka. Po pewnym czasie usłyszała za sobą tupot kilku par butów. Odwróciła się lecz niczego nie zauważyła, postanowiła iść dalej. Po kilku krokach przed nią znalazło się dwuch groźnie wyglądających chłopców. Wystraszona próbowala się wrócić, ale tam też był chłopiec.

-Proszę, proszę, proszę. - Zaczął najwyższy z chłopców, powoli się przysuwając w jej kierunku. - Panna Ariana Dumbledore we własnej osobie.

-Czego ode mnie chcecie? - głos jej zadrżał.

-Pokaż nam swoje sztuczki, wiedźmo.

-Jak mnie nazwałeś? - Wystraszyła się.

-Wiemy że jesteś dziwolągiem. Pokaż nam jakieś małe czaru maru. - Zaśmiał się drugi chłopak.

-Ja, ja nie umiem. - Załkała, to co wcześniej widzieli musiała zrobić nie umyślnie.

-Pokaż sztuczki bo będziemy nie mili. - Warknął pierwszy.

-Ale ja naprawdę nie wiem jak to zrobić. - łzy pociekły jej po poliku.

-Nie kłam. - Wysyczał trzeci, czarnowłosy chłopak.

Ariana ze wszystkich sił starała się coś zrobić, ale na marne. Nie miała ani różdżki, ani odpowiedniej wiedzy. Chłopcy uznali że dziewczyna ich oszukuje. Najwyższy z nich złapał ją boleśnie za włosy i przewrócił na ziemie podczas gdy reszta z uśmiechem na twarzy patrzyła jak ją kopie.

Zostawili ją całą zakrwawioną i nieprzytomną, odnaleziono ją dopiero nad rankiem następnego dnia. Od tamtej pory nic nie wyglądało tak samo. Jej ojciec trafił do Azkabanu za zemstę jaką dokonał na jej oprawcach, a ona zamknęła się w sobie. Co jakiś czas dostawała ataków, wybuchów magii, jeden z silniejszych zabił jej matkę. Ona sama umarła gdy miała 14 lat, podczas gdy jej bracia i Gellert Grindelwald okropnie się pokłócili. Zaczęli walczyć na różdżki, nikt nigdy się nie dowiedział kto trafił Arianę.


I tak właśnie zginęła dziewczynka która miała szansę być jedną z najpotężniejszych czarownic. Już w wieku sześciu lat wykazywała niezwykłe zdolności magiczne, które jak się okazało nie pozwoliły jej umrzeć lecz czekać, aż od jej do mniemanej śmierci minie 95 lat. Ariana zjawia się w Hogwarcie rok po powrocie zza grobu, czyli na końcu tomu "Harry Potter i Zakon Feniksa" zmiana w tej części polega u mnie na tym, że Syriusz nie ginie. Ta opowieść całkowicie wykreśla dwie ostatnie książki J.K.Rowling, a mianowicie "Książe Półkrwi" i "Insygnia Śmierci"...