niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 3

Przepraszam, ale na rozdziały z Bellatrix będziecie musieli poczekać, bo to niesamowicie skomplikowana postać i trudno mi wykreować jej ostateczny charakter. Ale możecie wierzyć, że od ósmego rozdziału zacznie się dziać. Proszę o komentarze!

           Juliet

--------------------------------------------

Gdy do wyjazdu do Hogwartu zostało zaledwie trzy dni, Ariana miała już nową różdżkę. Cis, trzynaście i pół cala, odpowiednio giętka, pióro feniksa. Aby więcej dowiedzieć się o jej właściwościach, postanowiła przestudiować kilka ksiąg. To co w nich znalazła niezbyt się jej spodobało. Wystraszona zbiegła na dół by podzielić się swymi obawami z Syriuszem. Przez te cztery dni zdążyła nabrać do niego zaufania, jakim nie potrafiła obdarzyć reszty mieszkańców Grimmauld Place 12.

-Łapa! - Krzyknęła z ulgą gdy zobaczyła go w salonie.

-Czy coś się stało? - Przestraszył się.

-Chodzi o moją różdżkę. Przeczytałam że cis ma mroczną i przerażającą reputację i idealnie nadaje się do czarnej magii. No a przecież trzynaście to niezbyt dobra liczba. Pytałam się Ollivandera, powiedział że Voldemort też miał różdżkę z cisu, o tej samej długości i o tym samym rdzeniu. - Wypaliła tak szybko że Syriusz miał problemy z załapaniem o co jej chodzi.

-Zwolnij. Jeżeli chodzi o cis to tylko bajeczki, owszem to rzadkie różdżki, ale używali ich i dobrzy i źli ludzie. Jeżeli chcesz wiedzieć to niemal wszyscy byli kimś wielkim. A skoro mowa o piórze feniksa, to Harry też ma z tym rdzeniem różdżkę. Ollivander mówił ci przecież że ta twoja odznacza się naprawdę dużą mocą. - Próbował ją uspokoić.

-To samo mówił o różdżce Voldemorta, po za tym przeoczyłeś fakt, że kazał mi jej pilnować, bo może wpędzić mnie w tarapaty. Wiem że to przez jej skład.

-Dlaczego na siłę szukasz dziury w całym? - Syriusz pochwycił jej dłoń i poprowadził ją na kanapę.

-Czuję... mam takie przeczucie, że... Nie wiem jak to wyjaśnić. - Spojrzała mu w oczy i gdy zauważyła, że on też na nią patrzy, oblała się rumieńcem. - Coś mnie do niego ciągnie. - wyznała.

-Co? - Czarnooki oniemiał.

-Muszę go zobaczyć. - Powiedziała ostro, a on spojrzał na nią jak na wariatkę.

-To nie takie proste. Nie sądzę by łatwo ci było go znaleźć, a jeśli już to to będzie prawdopodobnie ostatni widok w twoim życiu. - Zakpił.

-Mogę go unikać, mogę być obojętna na niego i mogę go szukać, ale jedno jest pewne, w niedalekiej przyszłości stanę oko w oko z Voldemortem. Nie wiem czy zginę, czy stanę po jego stronie, czy może zrobię coś jeszcze innego. Ale faktem jest, że nasze drogi się splotą i nic tego nie zmieni. - Powiedziała to tak poważnie, że Syriuszowi zrobiła się gęsia skórka.

Od razu po tym nie patrząc na nikogo wyszła na dwór. Wiał porywisty wiatr a w około panowała przygnębiająca mgła. Ariana czym prędzej ruszyła w zdłuż ulicą, w ręku w razie czego trzymała różdżkę. Było dość późno, słońce zachodziło nad budynkami Londynu. Ta pora dnia była niegdyś jej ulubioną. Gdy tylko zapadał zmrok czuła się bezpiecznie... do czasu.

Nie wie czemu zdecydowała się na ten samotny spacer, z Łapą czuła by się raźniej. Każdy szelest wywoływał u niej palpitacje serca. Czuła się jak owego pięknego wieczoru, gdy zniszczone zostało całe jej życie. Ciekawe, że ludzie mają skłonność do powtażania na nowo tych samych błędów.

Gdy słońce już zupełnie zaszło zorientowała się, że nie wie gdzie jest. Ku jej panice była w parku. Rozejrzała się dookoła lecz nic nie zauważyła.

-Sama. Bezbronna. Słaba... - Usłyszała przeraźliwy głos, dochodzący jakby z nikąd. Nagle poczuła się słabo, zaczęło kręcić jej się w głowie. - Mój Pan cię szuka. Znajdzie cię... - Obraz zawirował jej przed oczami, zachwiała się i upadła na ziemię.

******

Pierwsze co poczuła, to to, że było jej miękko i ciepło. Po woli otworzyła oczy. Była na Grimmauld Place 12, leżała dokładnie przykryta kołdrą w salonie. Obok niej, na podłodze, siedział śpiący Syriusz. Było już widno, przez nie zakryte zasłonami okna, do pokoju wpadały cudne promienie słońca.

-Syriusz. - Szepnęła mu do ucha, Łapa momentalnie się ocknął.

-Ariana! - Ucieszył się że dziewczyna wstała.

Do pokoju od razu przybyła Molly niosąc miskę pełną zupy. Za nią do salonu weszła Ginny i Hermiona, oraz chłopcy. To co ją najbardziej zdziwiło, to to, że był w śród nich Aberfort.

-Cześć. - Uśmiechnęła się blado. - Ile spałam?

-Jutro jedziemy do Hogwartu. - Odpowiedział Harry.

-No mała, miałaś kupę szczęścia. Gdy wybiegłaś przez pewien czas nie mogliśmy wyjść cię szukać, bo niedaleko kręcili się śmierciożercy. Znaleźliśmy cię dopiero nad ranem, a niedaleko miejsca w którym leżałaś nasi informatorzy potwierdzają ich obecność. - Syriusz zdawał się być jednocześnie szczęśliwy i zezłoszczony.

-Przepraszam cię, nie wiedziałam co robię. Ale coś mi nakazywało właśnie tam iść. I gdyby nie ten dziwny głos, to pewnie intulicja doprowadziła by mnie właśnie do nich.

-Jaki głos? - Zaciekawił się Harry.

-Nie wiem, dochodził jakby znikąd. - Przymknęła oczy aby sobie wszystko przypomnieć. - Mówił, "mój pan cię szuka" i chyba coś jeszcze.

-Na drugim roku miałem tak samo, słyszałem głosy.

-Uważasz, że ona... - Hermiona nie wyglądała na przekonaną.

-Można to sprawdzić. Ariano powiedz czy zrozumiesz co teraz powiem. To był język węży. - Wszyscy w pokoju się skrzywili na syk jaki wydał Harry.

-Powiedziałeś: to był język węży. Ale nie rozumiem dlaczego miałabym tego nie zrozumieć. - Z jej ust wyszedł przeraźliwy syk jaki wydają węże.

- Jesteś wężousta? - Zdziwił się Aberfort.

-Wężo co? - Zanalizowała wszystko co zaszło i wreszcie zrozumiała. - Wy nic z tego nie zrozumieliście, prawda?

-Ale jeżeli to co wtedy słyszała to było to, to znaczy że była z nimi Nagini. A skoro cię zauwarzyła, a Voldemort cię szuka, to nie mam pojęcia dlaczego go nie wezwała. - Stwierdził Syriusz.

-Dobrze, dosyć tego. Ariana zjedz zupę. - Molly starała się przerwać tę rozmowę by blondynka nie dowiedziała się za wiele.

-To dlatego masz mnie chronić? Bo on mnie szuka, a to oznacza, że miałam rację. - W jej oczach pojawiły się łzy.

-Ja...

-Syriusz! - Warknęła pani Weasly.

-Tak, masz rację. - Powiedział do Ariany po czym zwrócił się do Molly. - Ona i tak już wie. - Wstał i wyszedł z salonu.

Dziewczyna smutno opadła na poduszki. Pokój po woli pustoszał, aż zostały w nim tylko ona i rudowłosa kobieta z tacą.

-Nie jadłaś prawie od dwudziestu czterech godzin. - Podała jej miskę, a ta grzecznie oprurzniła jej zawartość. - Spakowałam cię już, nie martw się o nic i odpoczywaj. A jeśli chodzi o Sama-Wiesz-Kogo, to wątpię by zaatakował cię w szkole...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz