Pani Weasly pobudziła wszystkich bardzo wcześnie. Ariana nigdy nie widziała w tym domu aż takiego ruchu, a przecież codziennie odwiedzał ich ktoś z zakonu. Ucieszyła się na wieść, że Syriusz pojedzie razem z nią. Jak on to nazwał? Chyba "prywatny auror". Stwierdził, że nie puści jej samej nawet do łazienki. W tym roku obrony przed czarną magią będzie ich uczył Snape, eliksirami zaś zajmie się profesor Slughorn, obejmie on również miejsce opiekuna Slytherinu. Ariana widziała Severusa tylko raz, ale od razu poczuła do niego niechęć.
Gdy do wyjścia zostało tylko kilka minut wszyscy ustawili się pod ścianą. Zaproponowali im samochody z ministerstwa, ale Moody się na nie, nie zgodził. Ariana wypiła eliksir wielosokowy i zamieniła się w małą, czteroletnią dziewczynkę, a Syriusz zamienił się w psa. Molly zamieniła się w wysoką mugolkę, a Fred i George w niemowlaków. Reszta miała tylko zmienione kolory włosów.
Gdy wyszli na ulicę, wyglądali po prostu jak duża, mugolska rodzina. Ariana szła w środku, a obok niej stale czuwał duży, czarny pies.
Po okresie nawet większym niż pół godziny, znaleźli się na dworcu King's Cross. Eliksir już przestawał działać więc wszyscy razem weszli do łazienki żeby się przebrać. Jak to zapowiedział Łapa, wszedł prosto za Arianą do kabiny. W ostatniej sekundzie udało jej się go przegonić, bo chwilę później cała jej maleńka sukieneczka pękła, a ona została całkiem naga.
Gdy wszyscy już byli gotowi, przeszli na peron dziewięć i trzy czwarte. Dopiero przy wejściu do pociągu, blondynka zauważyła, że jej auror nie jest już psem.
W przedziale usiadła z Harrym, Luną, Nevilem i Syriuszem.
-Gdzie Ron, Ginny i Hermiona? - Zapytała gdy pociąg już ruszył.
-Ron i Hermiona są prefektami, a Ginny poszła do swojego chłopaka. - Odparł Nevil, a Ariana mogłaby przysiąc, że przy ostatnim słowie Harry się skrzywił. - Kim jesteś?
-Ja jestem Ariana Dumbledore. - Zauważyła pytające spojrzenia i jak ustaliła to z Alastorem skłamała. - Jestem kuzynką Albusa i Aberforta... znaczy się profesora Dumbledore'a.
-Nie przejmuj się, to przez gnębiwtryski. - Odparła blondynka o rozmarzonych oczach. - Jestem Luna Lovegood.
-A ja Syriusz Black. - Łapa uśmiechnął się figlarnie. - Miałem mały wypadek w ministerstwie to odmłodniałem.
-Myślałam, że wszyscy mają cię za mordercę. - Zdziwiła się Ariana.
-Tak, ale oni pod czas tej walki byli. - Oznajmił jak by to było oczywiste.
Blondynka wstała i wyszła z przedziału.
-Ej a ty dokąd? - Zapytał Łapa i wypadł za nią.
-Przejść się.
-Pamiętasz co ostatnio miałaś z takich spacerów? - Zaśmiał się w iście huncwocki sposób. - Jak dojedziemy to pójdziesz ze mną do McGonagal.
-Dlaczego? - Zapytała idąc wciąż do przodu.
-Muszę jej oddać oryginalny klucz do szatni dziewcząt... - Przerwał bo nagle cały pociąg stanął. - Mamy kłopoty.
Mnustwo zaciekawionych uczniów zaczęło się wiercić i wyglądać dookoła. Coś uderzyło w przednią część pociągu. Syriusz pociągnął ją za sobą z powrotem do przedziału.
-Harry, przyszli po nią. Śmierciożercy są w pociągu. - Wydyszał.
-Co?! Co teraz? - Zapytał wystraszony.
-Będziemy walczyć do końca. - Powiedział Syriusz i wyciągnął różdżkę.
-Nie będziecie przeze mnie tracić życia! - Krzyknęła Ariana i wyrwała się z uścisku Łapy. - Ja ich zatrzymam.
-Nie umiesz walczyć.
-Umiem, Albus mnie nauczył.
-A ja mam lepszy pomysł. - Harry wyciągnął eliksir wielosokowy. - Do dna.
Gdy zamaskowane postacie wtargnęły do ich przedziału, zastały kilkoro pierwszoroczników.
-To nie tu! - Krzyknęła Bellatrix. - Musieli zabrać ich do szkoły innym sposobem. Czarny Pan będzie zły. Wynosimy się.
Dziesięć czarnych postaci wyleciało z pociągu, zostawiając po sobie ogromne dziury w dachu. Ruszyli dopiero po kilku minutach. Na szczęście nie wypili dużo eliksiru i po chwili byli sobą. Nim jeszcze zdążyli ochłonąć po całym zdarzeniu, do ich przedziału przybiegli Ron, Hermiona i Ginny.
-Nic wam nie jest? Jak to możliwe? - Dopytywali się prefekci, tylko Ginny stała i wyglądała na naburmuszoną i nieobecną. Oczywiście Syriusz wszystko im dogłębnie opowiedział.
Posiedzieli jeszcze chwilę, ale potem każde z nich wróciło do swojego przedziału. Po kilku godzinach zaczęło się robić ciemno. Ariana przebrała się w szatę szkolną i resztę drogi wpatrywała się w krajobraz za oknem...
Dziewczyna głupio się czuła wśród pierwszo roczniakach, ale nie miała jeszcze wyznaczonego domu. Stała sobie z nimi przed Wielką Salą czekając aż Minerwa wprowadzi ich na ceremonię. Pojawiła się po kilku minutach i machnęła ręką by poszli za nią. Po chwili jednak się zatrzymała i spojrzała zdziwiona na blondynkę.
-Ariano, poczekaj tutaj aż ktoś po ciebie przyjdzie. - Oznajmiła i odeszła z pierwszoroczniakami.
Blondynka przysiadła na oparciu schodów i wpatrywała się niewidzącymi oczami w podłogę. Jej uwagę przykuła dopiero Ginny machająca do niej ręką. Ariana podeszła do niej zadowolona, że nie będzie musiała czekać sama.
-Cześć Ginny. Dlaczego nie jesteś na uczcie?
-Chodź za mną, Profesor McGonagal kazała ci coś pokazać. - I ruszyła w stronę wyjścia z zamku.
Ariana poczuła się trochę nieswojo, ale posłusznie wyszła na błonia za rudowłosą. Zaczęła mieć złe przeczucia dopiero gdy Ginny wyszła po za ogrodzenie szkoły, gdzie nic ich nie chroniło.
-Lepiej wracajmy... - Zaczęła wystraszona.
-Czy to ty zgubiłaś? - Zapytała pokazując mały naszyjnik.
-Tak, to mój. - Wyciągnęła po niego rękę i gdy tylko go dotknęła poczuła charakterystyczne uczucie w okolicach pępka. To był świstoklik...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz